poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Nine.

POV Justin:
Pomalowany na biało mały domek. Właściwie chatka, otoczona wysokimi drzewami. Wkoło nic. Pustka. Moja spokojna przestrzeń. Moja twierdza. No właśnie MOJA... Od lat nikt obcy nie postawił stopy w mojej "świątyni"... W dodatku nie ma się czym chwalić. Gdyby chociaż wnętrze było urządzone i zadbane...sam nie wiem w jakim stanie je pozostawiłem.
Nicole w ciszy czekała, aż otworzę drzwi. Widziałem w jej oczach przerażenie...Cóż za pewne wiedziała, że przywożenie jej tutaj nie jest do końca zgodne z zasadami policjanta. Powoli wszedłem do środka i zapaliłem światło. Westchnąłem z ulgą wchodząc do środka. Salon nie wyglądał źle. Kilka gazet na ziemi i kurz na szafkach. Po chwili dziewczyna znalazła się na środku pokoju i zaczęła rozglądać się w koło.
-Nie wygląda za dobrze... - szepnąłem, na co zaśmiała się.
-Zależy czy ktoś pomaga ci ze sprzątaniem? - bardziej stwierdziła, niż zapytała.
-Wyznaję raczej zasadę wiecznego singla. - uśmiechnęła się przyjaźnie i dalej wpatrywała się w podłogę.
-Więc jest świetnie. W zamian za nocleg mogę pomóc ci posprzątać.
-Pomóc? Wolałbym raczej żebyś po prostu posprzątała. - udałem rozczarowanie i cwaniacko uśmiechnąłem się.
-Bardzo śmieszne. - Nicole powoli weszła w głąb pokoju i usiadła na skórzanej kanapie, na bok odsuwając kilka papierów walających się po niej.
-Jak się czujesz? - zapytałem siadając koło niej i chwytając pilota leżącego obok.
-Dobrze.
-Nie wyglądasz. - skrzywiła się na moje słowa i odwróciła wzrok.
-Co masz na myśli?
-Przecież wiesz...
W rzeczywistości wyglądała żałośnie. Była piękną kobietą, ale nie starczało jej już sił. Jej blada twarz przypominała bardziej umarlaków, których często mam okazję widywać. Oczy miała zaczerwienione, a sam widok jej szczupłego, bezbronnego ciała przyprawiał o dreszcze. W tym momencie zapragnąłem wziąć jej twarz w dłonie i ogrzać swoim dotykiem...ale to takie głupie, prawda...? Traciłem zmysły.
Wstałem z miejsca i udałem się do sypialni gościnnej. O ile tak można nazwać to pomieszczenie...Popsuta pralka służąca za stolik, sterta prania, pudło z papierami i dokumentami z różnych spraw, a nawet stara...głowa dzika? Cholera! Tu nie można wpuścić wroga, a już na pewno nie gościa.
A pościel? Czy w tym domu w ogóle jest jeszcze jakaś czysta pościel? Nerwowo rzuciłem się do szafy i z nadzieją zacząłem przedzierać się przez stertę niestarannie ułożonych ciuchów, bielizny, ręczników...tak, trzymałem to wszystko w jednej dużej szafie. Na dnie znalazłem jeden czysty komplet i z zadowoleniem wyjąłem go przyglądając się śnieżno białej pościeli...Była taka CZYSTA!
Wróciłem do pokoju i praktycznie od razu przy drzwiach natknąłem się na dziewczynę opartą o ścianę. Wyciągnęła ręce po znalezisko i udała się do salonu.
-Co robisz? - zapytałem patrząc jak siłuje się z odsunięciem stolika.
- Próbuję pościelić na kanapie? - powiedziała jakby było to oczywiste.
-Ale to na łóżko. Będziesz spać u mnie w pokoju.
-Nie Justin. I tak czuję się winna temu zamieszaniu.
-Jakiemu zamieszaniu?
-Robię tylko niepotrzebny problem. Równie dobrze mogłabym spać w hotelu.
-W środku nocy...nie uważam żeby to było bezpieczne...
-A to na pewno nie jest bezpieczne dla twojej pracy.
-Kanapa ma góry i doliny. - podałem jej koc i wyszedłem do kuchni. Co miałem zrobić? Zmusić ją? To jej decyzja.
Stanąłem tyłem do pokoju i oparłem się o blat. Bez pośpiechu odsunąłem pierwszą szufladę i wyciągnąłem z niej pudełko papierosów. Odpaliłem jednego i zaciągnąłem się. Spokój. To czułem zawsze po odpalaniu tego małego białego przedmiotu. Na pozór tak zwyczajnego i niegroźnego.
-Boże Justin! - odwróciłem się na pięcie i wbiegłem do salonu.
-Co się stało? - dziewczyna klęczała na ziemi i cicho płakała.
-J-Justin...J-Justin - podbiegłem do długowłosej i przyciągnąłem ją do siebie, klękając obok.
-Co się dzieje? No mów! - krzyczałem, lekko trzęsąc jej ciałem. Właśnie wtedy zauważyłem telefon, który trzymała w ręku.
"Głupia, naiwna Nicole...myślała, że u tego gliny będzie bezpieczna...Dobrze, że nie zostawił cię w tym hotelu...bo już jutro nie spotkałby Cię.
Z pozdrowieniami
Twój największy koszmar xoxo"
Szybko wstałem z miejsca i wybiegłem na dwór. Musiał nas śledzić, ale szanse na to, że wciąż jest pod moim domem były...beznadziejnie małe. Domknąłem drzwi i wybiegłem na drogę. Zero. Nic. Nawet jednej wskazówki.
-Justin. - usłyszałem za sobą przerażony głos. Na schodach stała Nicole, z niezdarnie narzuconym na plecy kocem. - Boję się. Mógłbyś wrócić do środka?
Bez słowa wszedłem do domu i zamknąłem drzwi na zamek i zasuwę.
-Ktoś jechał za nami. - szepnąłem. Widok Nicole siedzącej na skrawku kanapy i okrywającej się podartym kocem...zasmucił mnie. Czułem się odpowiedzialny za tą kobietę... Podszedłem do kominka i niezdarnie rozpaliłem w nim resztkiem sił ogień. Potem wstałem i wyszedłem do kuchni. Znów panowała między nami ta nieprzyjemna cisza.
-Jesteś głodna?
-Raczej przerażona. - wymamrotała unikając mojego spojrzenia.
Obserwowałem ją jeszcze przez moment, myśląc jaka jest słaba i bezradna. Gdybym był kimś innym...wziąłbym ją w ramiona, przynosząc ciepło i ulgę. Tak wiem znów te głupie myśli...ale nie wiadomo czemu poczułem się zniesmaczony sobą. To nie był moment na bycie policjantem. Teraz miałem okazać się człowiekiem...jednak tylko zawód pozwał mi utrzymać dystans. To mnie chroniło i izolowało. Od niej...
Odłożyłem na bok myśl o jedzeniu i wszedłem do pokoju.
-Myślę, że potrzebujemy snu. Jeśli czegoś potrzebujesz mój pokój jest na piętrze, na końcu korytarza. Oczywiście o ile jesteś pewna, że wolisz spać tu?
-Tak, dziękuję. Dobranoc. 
Po chwili wszedłem do sypialni i usiadłem na łóżku. Nie byłem zmęczony i tak na prawdę wiedziałem, że Nicole też nie będzie spała. Ona była przerażona, a ja... rozkojarzony. I w dodatku ta sprawa...nic do siebie nie pasuje. Wszystko jest takie zaplątane. Najpierw zerwane zaręczyny, potem zabójstwo ukochanego, próba zabójstwa Nicole i zepchnięcie jej z drogi, informacja o zdradzie, zabójstwo Caroliny, brak informacji od siostry Nicole, wredna koleżanka z pracy, kolejna próba zabójstwa dziewczyny i zastraszanie jej. Nie chciałbym być na miejscu tego typa kiedy zostanie złapany. O ile zostanie złapany...
Czy jestem, aż tak głupi? To jej wina! Wszędzie się pojawia i komplikuje całą sytuację. Rozprasza mnie...ale czy na pewno chciałem, żeby odeszła?
Zgasiłem światło i wygodnie ułożyłem się na łóżku. Czy dla Nicole Hale - dziewczyny z bogatej rodziny, z wpływowymi rodzicami i Justina Biebera -samotnego policjanta z nie za dużą pensją, w ogóle byłaby przyszłość? Jedno jest pewne...bylibyśmy strasznie niedobraną parą.

Nobody's POV
Nicole leżała na kanapie i nie odrywając wzroku od sufitu myślała o ostatnio przeżytych dniach...w końcu mogą to być ostatnie dni w jej życiu. Myślała o Davidzie, jak zawsze nocą, ale ostatnio pojawił się również nowy obiekt jej rozmyślań. Choć nie chciała się do tego przyznać, przy Justinie Bieberze nie ukrywała "prawdziwej siebie". Stawała się miękka i poddawała się. Ale czy to nie była jego praca? Zagubiła się we własnych myślach. 
Czasem podświadomie myślała jak wyglądałaby ich przyszłość...Nie, nie jej i Davida! Jej i Justina! Myślała jak wyglądałaby idąc z nim za rękę. Jak wyglądałby ich ślub i całe ich życie. Według niej to nie były marzenia tylko proste przypuszczenia.
W końcu dziewczyna zapadła w niespokojny sen. Wciąż nękały ją sny, a kanapa faktycznie okazała się niewygodna.
Słońce powoli wyłaniało się zza horyzontu. Zaczynał się kolejny dzień. Jednak w półmroku niespodziewanie coś przebiegło. Nicole nerwowo poruszyła się, a po chwili wstała przerażona. Dręczył ją jakiś koszmar. Poprawiła zagniecioną bluzkę i niewygodne jeansy. W końcu nie miała piżamy, a nie miała nawet odwagi prosić Justina o jakiś stary T-shirt i tak stała się dla niego za wielkim problemem. Wstała z zamiarem nalania sobie choć kropli wody. Przechodząc  koło dużego okna nieosłoniętego firanką czy roletą, przystanęła. Coś znów przebiegło za oknem. Pojawił się tak nagle, tak blisko... Nicole rzuciła się na oślep do pokoju Justina. Nie pukała tylko od razu wbiegła jak szalona do pokoju.
-Justin?! - Rzuciła się, by go obudzić, a jej ręce napotkały ciepłe, nagie ciało chłopaka. - Justin?!
Chłopak poderwał się gwałtownie, pod wpływem jej dotyku i otarł spocone czoło. Dla niego to też nie była łatwa noc.
-Ktoś chodzi koło domu!
Natychmiast zsunął się z łóżka i założył spodnie leżące na fotelu.
-Zostań tutaj. - szepnął. Z szafki nocnej wyciągnął metalowe pudełko, które otworzył starannie wpisując kod.
-Co to? - wyszeptała wystraszona dziewczyna.
Nie odpowiedział nic. Usłyszała tylko szczęk metalu. Załadowywał broń. "To jasne, że ją ma. To gliniarz."- pomyślała.
Chłopak szybko wyszedł z pokoju i przymknął drzwi. Zostawił ją tam. Trzęsącą się z zimna i ze strachu i ta myśl nie dawała mu spokoju, ale musiał się skupić. Teraz rozgrywała się gra również o jego życie, a jeśli jego nie będzie...kto będzie ją bronił?
Justin powoli zszedł na dół i w domu zapadła cisza. 
Dziewczyna zbliżyła się do łóżka. Myślała o tym by na nim usiąść, ale czuła się tak bezradna, że czuła raczej potrzebę ukrycia się przed światem. Usiadła więc z drugiej strony łóżka, na ziemi. Zwinęła się w kłębuszek i wpatrywała się w pustą ścianę. Dopiero teraz zrozumiała jak Justin musiał być samotny...bo przecież gdyby miał rodzinę...gdziekolwiek byłyby zdjęcia jej członków, prawda?
Wstrzymała oddech kiedy usłyszała otwierające się drzwi, jednak od razu poznała cichy głos Justina wypowiadający jej imię. Natychmiast poderwała się z podłogi i otarła łzy.
-Nie ma nikogo. - wyszeptał.
-Ale ja widziałam kogoś.
-Jesteśmy w lesie. To mogła być sarna, sowa...
-Nie Justin. To był człowiek.
-Wiem, że się boisz, ale tam nie ma nikogo. - wyciągnął rękę i podciągnął ją do góry. - Zmarzłaś. - stwierdził.
-Nie wrócę tam. Boże Justin. Boję się. Strasznie się boję...- potok słów wydostał się z jej spierzchniętych ust i dziewczyna zaczęła płakać. Justin niezręcznie przyciągnął ją do siebie, tak że oparła się o jego pierś. A ona? Ona poczuła się bezpieczna. Otoczona ciepłem i miłością. To nie był ten sam Justin Bieber, którego znała...
Kiedy odwróciła twarz w drugą stronę poczuła na sobie jego ciepły oddech. Odruchowo uniosła podbródek ku górze i spojrzała na jego różowe, pełne usta. Działo się coś co nie powinno się dziać. Ona na pewno nie przypuszczała, że znajdzie pocieszenie w jego ramionach...ale jednocześnie nigdy nie czuła się tak dobrze i bezpiecznie.
Chłopak zwilżył dolną wargę i powoli zbliżył twarz do Nicole. Pocałunek był słodki i delikatny. Czy właśnie taki był Justin Bieber? Zaprowadził ją do łóżka i okrył kołdrą, a sam usiadł na krześle obok.
-Ja...i tak nie usnę.
-Wiem. - wyszeptał i posłał jej pocieszający uśmiech. - Może chcesz o czymś porozmawiać? Żeby się czymś zająć...
-A...o czym?
-Nie wiem. O czym chcesz.
W pokoju na chwilę zapadła cisza.
-Wiesz...chciałabym z kimś porozmawiać o Davidzie. Chciałabym nareszcie to skończyć. Przestać rozważać "co by było gdyby".
-Więc porozmawiajmy o Davidzie.
-Nie wiem co mam powiedzieć...Mieszkaliśmy razem od roku. Może trochę więcej, ale teraz mam wrażenie jakbym go nie znałam...prawie w ogóle nie było nas w domu, a kiedy nawet ja kończyłam pracę on miał nocne zmiany...i tak bez przerwy.
-Poznaliście się w pracy?
-Nie...my...był synem mojego terapeuty.
-Terapeuty?
-Psychologa. Poznaliśmy się jakieś trzy lata temu. Pan Glickman był psychologiem na moim oddziale. Na jednej terapii przyszedł do niego David...i tak się zaczęło.
-Oddziale? Psycholog?
-Myślałam, że czytałeś moje akta...
-Nie było takiej potrzeby. Nie musisz o tym mówić jeśli nie chcesz.
Ale ona chciała. Nie marzyła o niczym innym. Chciała się wyzbyć swoich myśli. Nikt nigdy jej nie słuchał. Jej zdanie nie liczyło się i dlatego zaczynała się ukrywać.
Z Justinem przegadała kilka godzin. Opowiedziała mu dokładnie jak czuła się w tamtym momencie. Jako mała dziewczynka, zgwałcona przez szaleńca. Justin kilka razy nazywał ją cholernie dzielną. Nie poddała się...ale nie wiadomo czemu teraz znowu miała cierpieć.
Opowiedziała mu o swojej rodzinie. O rozwodzie rodziców, o który obwiniała się, o swojej siostrze, tej którą tak kochała i jednocześnie nienawidziła, bo zawsze była lepsza, o swoich studiach i kłótniach z matką. Ale temat Davida gdzieś zaginął...stał się dla niej nie ważny. Bo co miała powiedzieć? Spodobała jej się praca pielęgniarek. Poszła na studia i nie widywała się z Davidem, ale kiedy zatrudniła się w Lenox Hill Hospital ponownie spotkali się. A ona...uznała to za przeznaczenie.
Nicole otarła zmęczone oczy i westchnęła głęboko.
-Jesteś zmęczona. Powinnaś się przespać. - wstał z krzesła z zamiarem zostawienia dziewczyny samej. Nawet nie sprzeciwiła się. Była zbyt zmęczona. Odwróciła się na bok i nie czekając nawet chwili dłużej przymknęła oczy i odpłynęła. A Justin? Justin też był zmęczony, ale widząc ją taką spokojną...sam był spokojny.
Wyszedł z pokoju, cicho zamykając drzwi i zszedł na dół. Za oknem świeciło już słońce. Chłopak zdziwił się patrząc na godzinę. Czas przeleciał mu jak piasek między palcami. Nie spodziewał się, że rozmowa z tą kobietą tak mu się spodoba. W dodatku wciąż chciał wiedzieć więcej. Powoli wyszedł z domu i odetchnął głęboko. Musiał się przejść. Wyciągnął z kieszeni papierosa i poszedł za dom. Zatrzymał się dopiero kiedy zauważył kilka śladów stóp. To nie była sowa, czy sarna...to był człowiek. Nicole miała racje. Ktoś był tu w nocy.

                                                                                            ~*~
Witam z dziewiątym rozdziałem "Lottery". Przepraszam za opóźnienie, ale liczę na wyrozumiałość.
Rozdział jest dość krótki...jak na mnie. Ale za to ile się dzieje. Był pierwszy buziak :3
Dziękuję Wam ogromnie za komentarze pod poprzednim rozdziałem, bo to one zmotywowały mnie do dalszej pracy. Kocham Was :* i oczywiście życzę Wesołych Świąt i mokrego Śmigusa-Dyngusa!



9 komentarzy:

  1. czemu zawsze kończysz w takich momentach aaaaa no kurcze świetny.
    Jezu Justin jest teraz taki aiwjososj
    pozdrawiam z Gdańska i życzę mokrego Dyngusa xD

    OdpowiedzUsuń
  2. sama nw czy sie cieszyc czy smucic.
    ciesze sie no bo całus a smuce no bo biedna Nicole :'(
    A rozdział. żal aż za dobry. kocham

    OdpowiedzUsuń
  3. kocham kocham kocham !!!
    uwielbiam te ich momenty w tym rozdziale i nie obraziłabym się gdyby było takich więcej :)
    życze powodzenia w pisaniu kolejnych rodziałów i przede wszystkim dużo czasu i motywacji :*
    pozdrawiam @RembiszRembisz :)

    OdpowiedzUsuń
  4. w sumie...nie ma lepszego ff :/ kurcze ludzie za pare lat Lottery w empiku!

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział! i fajna grafika ta czytasz=komentujesz :3

    OdpowiedzUsuń
  6. Super rozdział nie mogę doczekać się nn <3

    OdpowiedzUsuń
  7. genialny!
    coś się dzieje z komentarzami bo dodaje już po raz 3 :o
    jejujeju co to będzie?!

    OdpowiedzUsuń