wtorek, 25 marca 2014

Eight.

POV Nicole
Siedzieliśmy z Justinem w jednym z tysiąca barów kanapkowych znajdujących się w Stanach Zjednoczonych. Po pomieszczeniu unosił się zapach świeżych warzyw, a ze stolika oddalonego o kilka metrów co jakiś czas słychać było donośny płacz maleńkiego dziecka. Uważnie przyglądałam się chłopakowi, który pożerał swoją ogromną kanapkę, podczas gdy ja z roztargnieniem grzebałam w swojej sałatce.
-Nie wiem jak ty to robisz. - powiedziałam, na co chłopak uniósł oczy w moją stronę. -Jak możesz iść prosto z kostnicy na lunch?
Chłopak westchnął głęboko i wzruszył ramionami.
-Konieczność. Gdybym za każdym razem nic nie jadł, okropnie bym schudł. - zaśmiałam się na jego słowa. Nie znałam go długo, ale wiedziałam, że kochał jeść. Wiedziałam też, że jadł bardzo dużo, ale mimo wszystko był strasznie chudy. Miał zarysowaną szczękę, a kiedy uśmiechał się na twarzy pojawiały się malutkie dołeczki. A gdybyście zobaczyli jego nogi...Myślę, że nawet nie jedna kobieta dużo oddałaby za tak zgrabne kończyny.
-Musiałeś widzieć wiele strasznych rzeczy jako policjant.
-Cóż jesteś pielęgniarką, więc zdaje mi się, że też widziałaś co nieco.
-Tak, ale na ogół mimo wszystko mam do czynienia z...żywymi.
Justin wytarł dłonie w serwetkę i odsunął już pusty talerz.
-Jak sobie z tym radzisz? - dodałam po chwili, nie patrząc już na chłopaka.
-Jak sobie radzę? Nie radzę sobie...ale próbuje udowodnić samemu sobie, że moja praca jest potrzebna, a z czasem staje się dla mnie satysfakcjonująca. Prowadzę pewien rodzaj zagadki. To nie jest napad na monopolowy i kradzież gorzały...to próba zabójstwa. Może dlatego jestem takim potworem. Próbuję rozszyfrować umysły osób, które to robią. Łączę kawałki w całość i...zaczynam myśleć jak oni.
-A może to znaczy, że jesteś wyjątkowym gliną?
-Albo mam takiego samego fioła jak ci wszyscy zabójcy.
Spojrzałam się na niego i nagle zastanowiło mnie to, czemu jego oczy dawniej wydawały się takie ciemne. Wystarczyło trochę śmiechu i Justin Bieber zmienia się w normalnego człowieka. W dodatku bardzo atrakcyjnego. Po chwili zmusiłam się by spojrzeć w bok. Nie mogłam pozwolić sobie na tego typu rozmowy. Nie mogłam nawet myśleć o tym człowieku jako o atrakcyjnym. 'To zwykły policjant, Nicole' mówił umysł, jednak serce mówiło, że może okazać się inny. Może mnie zaskoczyć...Justin Bieber może być człowiekiem. Kiedy jednak mój wzrok ponownie utkwił w twarzy chłopaka, nie uśmiechał się. Jego oczy znów były ciemne, a on wydał mi się tym samym gliną bez serca.
Po chwili wyszliśmy z baru i udaliśmy się w stronę auta. Zdawało mi się, że twarz Justina jeszcze bardziej pociemniała, a jego kroki stają się coraz wolniejsze.
-Justin, wszystko ok? - szepnęłam, gdy byliśmy już w samochodzie.
-Tak.
-Jesteś pewien?
-Tak.
Westchnęłam głęboko i szturchnęłam ramię Biebera
-Spójrz na mnie Justin. - chłopak powoli odwrócił twarz w moją stronę i przechylił głowę lekko na bok. - Powiesz mi co się dzieje? -zapytałam łagodnie i posłałam mu uśmiech.
-Uhhh...mogłaś wziąć adwokata. - ze zdziwieniem popatrzyłam na Justina i powoli pokiwałam głową.
-Po co?
-Dzisiaj będzie cię przesłuchiwał ten skurwiel...boję się, że nie dasz rady...
Odwróciłam wzrok w stronę okna i chwilę przetwarzałam słowa policjanta.
-Czyli kto?
-Harry Styles, facet z policji okręgowej.
-A nie wystarczy, że wy mnie przesłuchiwaliście?
-Nicole...To procedury. - westchnęłam głęboko i oparłam głowę o szybę.
-Na pewno nie będzie tak źle.
*
A jednak. W momencie kiedy usiadłam na przeciw dwóch nieznajomych policjantów obleciał mnie nadzwyczajnie strach. W sali nie było jeszcze straszliwego Harrego Stylesa, a policjanci przede mną póki co wydawali się bardzo uprzejmi, jednak od razu dało się wyczuć ich napastliwość. Przeszło mi nawet przez myśl, że słowa Justina były słuszne. Mogłam wziąć adwokata. Popatrzyłam na Biebera, licząc na chociaż odrobinę wsparcia. Jednak on stał sztywno, odwrócony tyłem, przy oknie.
Po chwili drzwi uchyliły się i do pokoju wpadł młody mężczyzna z kawą w dłoni.
-Przepraszam za spóźnienie. - krzyknął donośnym głosem i zasiadł na przeciw mnie. Byłam więcej niż zdziwiona. Szczerze mówiąc na świecie wykształcił się stereotyp, że dobry policjant ma ponad czterdziestkę i na pewno nie słynie z nadzwyczajnej urody. Póki co policjanci, których spotykałam mogliby spokojnie zrobić karierę w modelingu i czułam się przy nich...co najmniej brzydka. Policjant siedzący przede mną wydał mi się na pozór niegroźny, mimo iż wierzyłam Justinowi na słowo. Chłopak cały czas uśmiechał się, co w tym momencie wydało mi się cholernie seksowne. Nie mogłam zobaczyć jego oczu przez ciemne loki zakrywające większą część jego twarzy. Ponownie odwróciłam wzrok ku Justinowi. Wciąż stał w ciszy i nieporuszony patrzył w jakiś odległy punkt.  Czy to głupie, że w tym momencie mój mózg zadał mi pytanie: 'Którego byś wybrała?'. To nonsens...Ale mimo wszystko myślę, że znałam odpowiedź. Niestety nie mogę zaprzeczyć, że chcę do końca poznać zagadkę Justina Biebera...
-Panno Hale! - wrzasnął Harry, jakby wyrywając mnie z transu. Westchnęłam głęboko i spuściłam wzrok.
-Słucham. - Styles przyjął postawę atakującego psa i odgarnął niesforne włosy. 
Mijały kolejne minuty, a usta policjanta nie zamykały się. Gadał jak najęty i zadawał miliony pytań na które nie znałam odpowiedzi.
-To wszystko co wiem. - przerwałam mężczyźnie i spojrzałam na niego znudzona. - Bez przerwy zadajecie mi te same pytania. Myślę, że to nie ma sensu. 
-Przeciwnie. - odezwał się mężczyzna siedzący obok Stylesa. - Zabójstwo nie musiało być popełnione osobiście. A teraz to już dwa zabójstwa. - mężczyzna zaśmiał się groźnie i poprawił swój granatowy mundur.
-Chyba nie myślicie, że ja...
-To musiało być okropne. - przerwał mi Styles i nachylił się w moją stronę. - Zostać porzuconą tydzień przed ślubem. Jakie to musiało być upokorzenie...Nagle wszyscy dowiedzieli się, że on pani nie chce. Nie kochał pani. A pani mu ufała i zapewne kocha go pani do tej pory.
Opuściłam głowę i unikając spojrzenia policjanta wpatrywałam się w podłogę. Czułam, że łzy napływają mi do oczu, a to dlatego, że słowa Stylesa były prawdą. 
-Panno Hale, nie chciała się pani odwdzięczyć? Sprawić mu trochę bólu? I jeszcze zabójstwo Caroliny...To nie wygląda za dobrze. Wygląda raczej jak zemsta. Nie sądzi pani?
-Na pewno nie w ten sposób. Nie jestem typem osoby, która zabija swoich byłych. - popatrzyłam ostro na Harrego i przybliżyłam się do niego. Teraz to ja zaczynałam atak.
-Nawet wtedy, gdy pani macocha przyznała się do zdrady? Może wiedziała pani o tym już wcześniej? 
-Nie. Nie wiedziałam.
-Jak się pani wtedy poczuła? Wściekła? A może bardziej skrzywdzona?
-Co to ma do rzeczy? - zapytałam zdenerwowana i potrząsnęłam głową.
-Zadziałała pani szybko. Nawet bardzo. Kilka godzin na uknucie tak genialnego planu.
-Pan jest nienormalny!
-Gdyby teraz pani przyznała, że to pani, może udałoby się złagodzić karę...
-To nie ja!
-Chyba nie myśli pani, że doświadczony policjant uwierzy pani na słowo. To pani...
-Dość. - nagle wtrącił Justin. - co chcesz osiągnąć Styles?
-Wykonuje swoją pracę.
-Nękasz ją. Przesłuchujesz bez adwokata.
-Ależ po co jej adwokat? Twierdzi, że jest niewinna.
-Bo jest niewinna.
Harry zaśmiał się i popatrzył na swoich towarzyszy.
-Coś mi się wydaje Justin, że nie możesz już dużej brać udziału w tej sprawie. Całkiem straciłeś rozum.
-Coś mi się wydaje, że to nie leży w twoich kompetencjach.
-Ransom mnie upoważnił. - Harry wrednie uśmiechnął się i potarł ręce. To na prawdę dziwne jak w tamtym momencie okropnie bałam się, że Justin odejdzie. 'A jeśli moją sprawą zajmie się Styles?'
Jednak chwilę po wypowiedzianych przez Harrego słowach, w sali rozbrzmiał głośny śmiech Biebera.
-Cholera, serio myślisz, że mnie to obchodzi?
-Myślę, że powinno.
-Dobrze wiesz, że... - słowa Justina zostały przerwane przez rytmiczne bzyczenie jego telefonu. Chłopak rozgniewany sięgnął po iPhona i bez słowa wyszedł z pokoju. 'Znowu zostałam sama'.
-No więc panno Nicole. Wróćmy do naszej rozmowy.
Harry oparł się wygodnie i uśmiechnął zwycięsko. Westchnęłam głęboko i powoli wstałam z krzesła. 
-Dokąd to?! - krzyknął oszołomiony, gdy byłam już przy drzwiach.
-Z tego co wiem przysługuje mi prawo odmowy zeznań i zatrudnienia adwokata. Myślę również, że jak każdy zna pan mojego ojca, który pracuje w kancelarii...
-Chyba mi pani nie grozi? - chłopak zaśmiał się głupawo i wstał z miejsca.
-Owszem proszę pana. - ze zwycięskim uśmiechem wyszłam z pokoju, trzaskając drzwiami i stanęłam na długim, pustym korytarzu. Budynek policji okręgowej był inny niż ten w którym pracował Justin. Tutaj panowała zupełna cisza, wszystko było poukładane i zdawało się, że od lat nie ruszane. Nie wiedziałam gdzie mam iść. W tym momencie budynek wydał mi się przerażająco ogromny. Z daleka poczułam zapach kawy i coś pociągnęło mnie w tamtym kierunku. Zaskakujące, że Harry nawet nie rozpoczął gonitwy za mną...
Powoli zeszłam po czarnych, błyszczących schodach i stanęłam przed pustymi stolikami. Tylko przy jednym. Tym najbardziej oddalonym siedział on. Powoli podeszłam i nawet nie dostrzeżona usiadłam obok niego. Powoli uniósł brązowe oczy w moim kierunku i w milczeniu przyglądał mi się, jakby nie bardzo rozumiejąc co tu robię.
-Wyszłam z przesłuchania. - wytłumaczyłam. - Czy...oni mnie zamkną?
Justin uśmiechnął się łagodnie i upił łyk kawy. Chwilę patrzył w przestrzeń po czym znów spojrzał na mnie.
-Wiesz, że za ucieknie od zeznań idzie się do więzienia na kilka lat. To nie było rozważne. - zdziwiona popatrzyłam na Justina.
-C-co?! - krzyknęłam. - Widziałeś jak ten debil mnie potraktował! Zeznałam już wszystko co wiedziałam i... - chłopak zaczął głośno się śmiać i prawie wylał kawę kiedy zabawnie zaczął machać rękami.
-Twoja mina...To było...bezcenne...- wypowiadał między napadami śmiechu, a ja powoli nabierałam ochoty by wstać i odejść. Najlepiej na zawsze.
-To nie było zabawne.
-Masz racje. To było cholernie zabawne. - chłopak jeszcze chwilę śmiał się i mimo iż to ja byłam powodem jego żartów, to i tak jego uśmiech sprawiał mi przyjemność. 
-Możemy jechać? Jak najdalej stąd.
-Jest w sumie już późno. - wymamrotał patrząc na zegarek. - Chodźmy.
Powoli wyszliśmy z pustej stołówki i weszliśmy na górę. Justin nie czuł się dobrze w tym miejscu tak samo jak ja. Szedł powoli i dziwnie zgarbiony, jakby nie chciał zostać zauważony. Jak kot, który rozpoczyna swoje polowanie. Bieber szybko przeszedł przez korytarz i stanął przy drzwiach wyjściowych, jednak wysoki mężczyzna przekroczył mu drogę.
-Witam panie Bieber.
Justin skrzywił się i z obrzydzeniem minął mężczyznę.
-Czy nie możesz nawet powiedzieć jednego słowa do swojego szefa? Źle wpływasz na panią Nicole, Justin. To dlatego odmawia zeznań.
Dopiero wtedy zauważyłam rozbawionego Stylesa stojącego przy swoim biurze.
Justin szybko odwrócił się i otworzył usta z zamiarem powiedzenia czegoś, jednak byłam szybsza.
-Przepraszam proszę pana ale to absurd. Nie odmówiłam żadnych zeznań!
-Ransom. - powiedział mężczyzna chwytając moją dłoń i lekko ją całując.
-Daj jej spokój. - burknął Bieber. - Masz jeszcze coś do mnie?
-Jeśli pani Nicole przyzna, że nie opuściła zeznań z twojej inicjatywy, nic nie będę miał.
-Opuściłam zeznania, bo policjant, który mnie przesłuchiwał był chamskim debilem. - burknęłam i wyszłam z budynku z obrzydzeniem mijając "Ransoma" nie polubiłam tej osoby. Harry przynajmniej był przystojny...nie nic.
Justin opuścił budynek chwilę później i razem wsiedliśmy do auta. Słońce powoli chowało się za widnokrąg. Znacznie spadła też temperatura i zdawało mi się, że zaraz zacznie padać. Jechaliśmy pustą ulicą i w ciszy patrzyliśmy na drogę. Co jakiś czas na zakrętach w lusterku odbijał się nieprzyjemny błysk auta jadącego za nami. Kilka razy odwracałam się w jego stronę z niecierpliwością czekając, aż auto skręci w inną ulicę. Jednak moje rozczarowanie było ogromne, gdy auto skręciło za nami nawet na dzielnicę Manhattanu.
-Justin. - szepnęłam
-Tak?
-Ten samochód...On...
-Co z nim nie tak? - wymamrotał chłopak powoli patrząc na opla za nami.
-Jedzie za nami od kiedy wyjechaliśmy z parkingu policji...
-Jesteś pewna?
-J-ja nie wiem....C-chyba tak.
-Sprawdzimy to.
-Dlaczego zwalniasz? Skoro on nas śledzi powinniśmy uciekać, nie sądzisz?
-Chcę sprawdzić co on zrobi. - wymamrotał chłopak i ponownie zdjął nogę z gazu. Po chwili samochód jechał tak wolno, że mijali nas nawet ludzie idący po chodniku. Jednak auto za nami także zwolniło i poruszało się wciąż za nami.
-Nie podjeżdża, żebym nie odczytał tablic. Sprytnie.
-Justin. Proszę cię, jedźmy.
-Chyba nie sądzisz, że dam mu spokój?! - chłopak gwałtownie skręcił na dwupasmową drogę i rozpędził się gwałtownie. Osiedle po którym poruszaliśmy się było jednym z tych najbardziej oddalonych od centrum Manhattanu. Po drodze nie poruszał się żaden inny samochód. Przez chwilę nawet pomyślałam, że tak na prawdę opel nie śledził nas, a ja po prostu popadłam w jakąś fobię, jednak po chwili w lusterku znów błysnęły reflektory i zza rogu wyjechał ten sam samochód.
-Trzymaj się! Spróbuję go zgubić! - Justin mocno chwycił kierownicę i gwałtownie zawrócił tym razem mijając opla i wjeżdżając w kolejną ulicę. Mocno złapałam się siedzenia i siadłam prosto, wpatrując się w lusterko. Justin kilka razy skręcił w prawo, a potem w lewo. Po jakimś czasie zupełnie straciłam orientację i nawet nie wiedziałam gdzie teraz jesteśmy. Ciszę w aucie przerwał pisk samochodu wyjeżdżającego z ulicy obok.
-Cholera. - Justin rozpędził się jeszcze raz i tym razem skręcił w ulicę prowadzącą w dół osiedla. Wykonał kilka manewrów i po chwili stanęliśmy na podjeździe do czyjegoś domu. Justin stanął na miejscu w pustym garażu i w mgnieniu oka wyłączył silnik. Chwycił mnie za plecy tak abym schyliła się, po czym sam kucnął obok. W samochodzie panowała zupełna cisza. Słyszałam tylko swój nierównomierny oddech i szybkie bicie serca. Minęło kilka minut i usłyszeliśmy jak auto przejeżdża obok, a potem staje kilka metrów dalej.
-J-justin zauważył nas? - wyszeptałam łapiąc ramię chłopaka.
-Pewnie zastanawia się gdzie jesteśmy.
Chłopak uniósł głowę i zaczął rozglądać się po osiedlu.
-Jedziemy.
Ponownie usiadłam na swoje miejsce i obserwowałam jak Bieber powoli odpala silnik. Nie zapalał świateł w razie gdyby opel kręcił się po okolicy. Powoli wyjechał z  garażu i bez problemu wyjechał z plątaniny osiedl na jakich się znaleźliśmy, jednak jego auto nie skierowało się w stronę Manhattanu. Wręcz przeciwnie Justin wyjechał z najdroższej dzielnicy Nowego Jorku i wjechał na główną drogę.
-Justin...przecież ja tam nie mieszkam.
Chłopak zaśmiał się i popatrzył na mnie.
-Wiem.
-No to...
-Chyba nie sądzisz, że w domu twojego ojca jest teraz bezpiecznie? Nie ma tam nikogo, a ten człowiek nie boi się najwidoczniej nawet policji. Nie możesz tam dłużej zostać.
-Ale ja nawet nie mam swoich rzeczy. Musimy się wrócić. Poza tym gdzie pojadę?
-Tacy ludzie czekają tylko, aż wrócisz po 'rzeczy' i znowu zaczynają swoją pogoń. Jeśli o mnie chodzi mogę cię zawieść do tego domu...
-Ja umm...Nie chcę, ale Justin i tak nie mam gdzie pojechać. 
-Zawiozę cię do siostry. 
-Nie.
-Dlaczego? 
-Nie chcę. Wandy ma męża i dziecko. Nie mam zamiaru narażać jej rodziny.
-To do jakieś przyjaciółki.
-Cóż zdaje się, że wszystkie straciłam. Dawniej mogłabym liczyć na Ellen...Poza tym większość z nich także ma dzieci...gdyby dowiedziały się, że ściga mnie zabójca...Pojadę do hotelu.
Zesztywniałam na myśl o pobycie w hotelowym pokoju. Było tam tak wielu ludzi, a jednak czułam się tam samotna. Wzięłam głęboki oddech i wyprostowałam się. Nie mogłam znowu okazać swojej słabości. Nie teraz.

POV Justin
Powoli spojrzałem na dziewczynę. Próbowała zrobić dobrą minę do złej gry, jednak przez jej zielone oczy przenikał ból i strach. Oboje byliśmy wykończenia, a ona  na dodatek była przerażona i miała do tego całkowite prawo. Ale co mogłem zrobić? Nie mogłem jej zostawić w przypadkowym hotelu o tej porze...Samej...
Kolejny raz tego dnia westchnąłem próbując pozbyć się zbędnych emocji i skręciłem w wąską ulicę. Minęliśmy park otoczony wysokimi drzewami i przejechaliśmy koło kolejnych kamienic. Parcele stały w równych odstępach. Niczym się nie odznaczały. Były to zwykle domki z białego drewna, otoczone wysokimi drzewami i ogrodami. Okolica nie cieszyła się dużą popularnością. Było to miejsce nadzwyczaj spokojne i ciche, co widocznie nie odpowiadało każdemu. Właśnie to tak bardzo spodobało mi się w tym miejscu. Przypominało mi moje rodzinne Stratford, Kanadę.
Powoli skręciłem w prywatną drogę przez mały lasek. Chwilę jechaliśmy po nieutwardzonej ziemii, aż stanęliśmy na podjeździe usypanym ze żwiru.
Niepewnie wyłączyłem silnik i utkwiłem wzrok w kobiecie. Ogarnęły mnie ogromne wątpliwości, ale było za późno, aby się wycofać.
-Gdzie jesteśmy? - spytała cicho, wpatrując się w mały domek.
-W miejscu o wiele bezpieczniejszym niż hotel. Tylko na dzisiaj. Zanim nie zorganizujemy czegoś lepszego. - posłałem jej uśmiech i obszedłem auto, aby otworzyć jej drzwi. Ciągle lekko zszokowana powoli wyszła z samochodu i spojrzała na mnie.
-Kto tu mieszka?
-Ja. - odpowiedziałem niepewnie.
                                   ~*~
Witam z nowym rozdziałem Lottery!
Nie jest jakiś fantastyczny [brak weny] mimo to liczę, że chociaż odrobinę was zaciekawię.
Dziś mija rok od koncertu Justina w Polsce Ahdojaohso :') Wracaj do nas kochanie!
Cytacik:
"Robiąc tylko to, w czym jesteśmy dobrzy, nie uczymy się niczego nowego"
 ~Justin Bieber

PROSZĘ WAS MOCNOOOO SKOMENTUJCIE!

15 komentarzy:

  1. :') Też chce taki brak weny ehhh genialne.
    Justin i Nicole to Jucole czy Nistin? czy jak? haha zamierzam ich shippować <3

    OdpowiedzUsuń
  2. też shippuję Nistin !! :D jesli to jest brak weny, to czekam na rozdział pod wplywem weny, bo to było genialne :D
    jejku, byliby taka piękna parą <3
    miłego pisania , dużo motywacji i weny i najważniejszego czasu :)
    pozdrawiam @RembiszRembisz :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział już nie mogę doczekać się kolejnego :*

    OdpowiedzUsuń
  4. akisoajoaoajoaianao :') On ją wziął do siebie aaaaa czy bd no coś teges????? aaaa

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudny. szablon jest piekny. a mam taka prosbe. czy udalo by sie zrobic ten bllog w wersji mobilnej? Bardzo cie prosze ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję. Zwrócę się do szablonierki z taką prośbą, a póki co zrezygnuje z szablonu w wersji mobilnej. Dziękuję. <3

      Usuń
    2. Dzieki wielkie. O wiele lepiej sie wtedy czyta ;)

      Usuń
  6. Dodawaj często, bo chyba się uzależniłam <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Nicole jest taką wspaniałą osobą... jest czuła i zabawna. Mam nadzieję że między nimi nie dojdzie teraz do niczego powaznego...bo to tak do niej nie pasuje...za szybko. Wspaniały blog! Spotkałam jego reklame w jakims spisie i sie zakochałam <3 dziekuje ze piszesz

    OdpowiedzUsuń
  8. Super rozdział.Czekam na nn <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Ojeju ale sie wystraszylam jak tak uciekali... hahha glupia jestem

    OdpowiedzUsuń
  10. O.M.G..... nie do opisania

    Zapraszam do mnie :
    Opowiadanie ----> http://ladadeee.blogspot.com
    Filmy i blogi które czytam ---->
    http://hashzaczatowaniaprzemysleniairecenzje.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  11. Super rozdział czekam na nn :*

    OdpowiedzUsuń
  12. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń