sobota, 15 lutego 2014

Six.

POV Nicole.
Cisza ogarnęła cały dom. Słyszałam tylko swój równomierny oddech i cichy płacz Caroliny. Wiedziałam, że jeszcze chwila, a życie jeszcze bardziej mnie pogrąży. Przyjdzie czas kiedy się poddam. Teraz był ten czas. Nie miałam już ochoty walczyć. Świadomość, że wyjście z domu może wiązać się dla mnie ze...śmiercią, wcale mi nie pomagała. To było trudne. Cholernie.
Było już dobrze po trzeciej nad ranem kiedy ciszę przerwał nagły dzwonek mojego telefonu. Powoli podniosłam się z łóżka i chwyciłam leżącego na półce iPhona. Nie wiele myśląc z gniewem odebrałam połączenie i mruknęłam coś do słuchawki.
-Proszę pani, wszystko u pani w porządku? - usłyszałam zatroskany głos Biebera i podświadomie uśmiechnęłam się, jednak po chwili mój uśmiech zastąpiło przerażenie a moje ciało napięło się.
-C-czemu miało by nie być? - wyjąkałam, wycierając zaschnięte łzy.
-Nie udało się. - szepnął - Jadę do pani.
-A-ale co...?
-Po prostu proszę się upewnić że wszystkie okna i drzwi zostały zamknięte i pod żadnym pozorem nie wychodzić z domu. Zaraz będę. - Policjant rozłączył się, nie czekając na moją odpowiedź, a w pokoju znów nastała cisza. Udałam się do łazienki i przemyłam zmęczoną twarz chłodną wodą. Delikatnie wytarłam zmęczoną skórę i przeczesałam szczotką włosy, które pozostawiłam rozpuszczone, tak aby choć trochę zasłaniały moje czerwone, zapłakane oczy. Z szafki obok zlewu wyjęłam tabletkę na ból głowy i chwytając szklankę z wodą bez wahania połknęłam lek. Powoli wróciłam do pokoju i stanęłam przed szafą. Było w prawdzie późno, ale nie miałam zamiaru prezentować się w piżamie. Wyciągnęłam z szuflady czystą bieliznę, jasne błękitne jeansy i długi kremowo-granatowy sweter. Szybko przebrałam się i stanęłam przed lustrem. Na rękę wsunęłam bransoletkę, a we włosy wpięłam małą spinkę. Zadowolona ze stroju podeszłam do okna i usiadłam na parapecie. Chwilę siedziałam w spokoju, który zakłóciła Carolina. Powoli podeszła do mnie i usiadła obok.
-Przepraszam. - prychnęłam na jej słowa. Wcale nie żałowała.
-Wychodzisz? - bardziej stwierdziłam, niż zapytałam. Dziewczyna niepewnie pokiwała głową.
-Ale widzę, że ty też będziesz mieć gościa. - wyszeptała analizując mój strój.
-Może myślisz, że mam kochanka? - zapytałam patrząc na nią z pogardą.
-Nicole.
-Wyjdź.
-Jadę potem spotkać się z twoim ojcem. Będziemy za parę dni. - Kobieta wstała z miejsca i podeszła do drzwi. Z nie dowierzaniem pokiwałam głową i wstałam z parapetu. Nie rozumiałam jak mogła po tym wszystkim wciąż okłamywać ojca i w dodatku spotykać się z nim. - Przepraszam. Będziemy w kontakcie. - szepnęła i wyszła.
Westchnęłam głęboko. David. Osoba, która miała nie zawodzić. Osoba, która miała być na zawsze. Osoba, która miała być wierna. Osoba, która miała miejsce w moim sercu...Jakie to przykre, że o jego wadach dowiaduje się dopiero kiedy już go nie ma. To nie miało prawa się udać. Cały nasz związek był chory.
Kiedy usłyszałam odgłos zamykanych drzwi wyszłam z pokoju i stanęłam przed schodami. Sama, w niebezpieczeństwie, w ogromnym domu, bez broni i o późnej porze. Gdybym była zabójcą zaatakowałabym...teraz. To była idealna okazja, a ja już sama nie byłam pewna czy w tej sytuacji najłatwiejszym rozwiązaniem nie byłaby śmierć. Wolno zeszłam na dół i udałam się do dużej kuchni. Srebrne, wypolerowane naczynia kusiły by położyć na nich choć kęs domowych przysmaków robionych przez gosposie ojca. Wyciągnęłam z szuflady błyszczący, srebrny nóż i ucięłam kawałek pachnącej szynki, którą ułożyłam na ciemnym chlebie wcześniej posmarowanym masłem. Usiadłam na blacie i wpatrując się w dwa ogromne okna zaczęłam jeść kanapkę. Bez pośpiechu zjadłam posiłek i odłożyłam talerz do zlewu, po czym wróciłam na poprzednie miejsce i opierając się o ścianę dalej wpatrywałam się w okno. Szare chmury widoczne na ciemnym niebie wyglądały na prawdę strasznie. Co jakiś czas na ogromnym drzewie siadały ptaki. Jedne pięknie śpiewały dając przyjemny koncert dla uszu. Inne tylko skrzeczały i miało się ochotę rzucić w nie kamieniem, aby umilkły. Podeszłam do jednego z okien i chwyciłam za sznureczek od rolety. W momencie kiedy zaczęłam zasłaniać okno moją uwagę przykuła postać stojąca obok drzewa i wpatrująca się we mnie błyszczącymi oczami. Mała latarnia lekko oświetlała jej sylwetkę i dokładnie mogłam zauważyć przedmiot przez który omal nie dostałam zawału. Czarny, wypolerowany pistolet w dłoni nieznajomego sprawił, że odsunęłam się od okna i niewiele myśląc chwyciłam nóż leżący na blacie. 'Może schować się do piwnicy? Albo wbiec na górę i zadzwonić po pomoc? Może szybko uciec z domu? Co mam robić?!' Mój strach stał się jeszcze większy w momencie, gdy w domu rozbrzmiało pukanie do drzwi. 'Czy mój zabójca pukałby? Przecież to proste, że nie otworzyłabym'. Powoli zbliżyłam się do wejścia i oparłam się o ścianę. Trzymając wyciągnięty przed sobą nóż przeszłam jeszcze kilka kroków bliżej i stanęłam przed klamką. Ktoś kolejny raz zapukał i tym razem pociągnął za rączkę od drzwi. Całą swoją uwagę skupiłam na dźwiękach dochodzących z podwórka i ogromnie się przeraziłam, gdy usłyszałam swoje imię kilkakrotnie wywoływane przez nieznajomego. Po chwili osoba stojąca zza drzwiami zaczęła w nie uderzać jakby próbowała je wywarzyć. Nie wiedziałam co mam robić. Zaczęłam rozpaczliwie krzyczeć i próbowałam zastawić drzwi fotelem, jednak słysząc mój krzyk napastnik zaczął jeszcze mocniej uderzać w drewniane drzwi. Słychać było tylko jak powoli pękają zawiasy, a drzwi wypadają z framugi. Wystarczyły jeszcze dwa pchnięcia i drzwi runęły przede mną. Nie miałam planu. Po prostu wyciągnęłam jeszcze bardziej przed siebie nóż i zaczęłam krzyczeć jeszcze głośniej.

-Cholera Nicole! Czemu do jasnej cholery nie otwierasz tych pieprzonych drzwi?! - otworzyłam szerzej oczy i w zdumieniu przyglądałam się Justinowi pocierającemu widocznie obolałe ramię.
-J-ja...
-I po co ci ten nóż?! - Nie wiedząc co z sobą zrobić usiadłam na fotelu stojącym obok. Justin klęknął obok i niezdarnie przyciągnął mnie do siebie.
-Już dobrze. Będzie dobrze. - powtarzał delikatnie pocierając moje plecy. Zdziwił mnie jego spokojny ton głosu. Za pewne ma już dobrze wyćwiczone pocieszanie innych, ale mimo iż byłam prawie pewna, że wcale mi nie współczuje, pod wpływem jego głosu uspokoiłam się. - Powiesz mi teraz co się stało?
Pokiwałam z niesmakiem głową i wstałam poprawiając zagnieciony sweter. Justin wziął drzwi leżące na podłodze i z zabawną miną włożył je niezdarnie w puste miejsce.
-Przepraszam za nie. - szepnął zawstydzony, ale widocznie rozbawiony zaistniałą sytuacją. 
-Jest ok. - policjant podszedł do stolika na którym odłożyłam nóż i spojrzał mi w oczy.
-Więc...?
-Po tym jak do mnie zadzwoniłeś zeszłam na dół coś zjeść i wtedy...przy drzewie, zza oknem...ummm...stał człowiek z pistoletem. - wyjąkałam nie patrząc w oczy szatyna, obawiając się, że wyśmieje mnie. Jednak po chwili męczącej ciszy spojrzałam w jego brązowe tęczówki, które nie miały widocznie ochoty na żarty. Były ciemne i...przerażone?
-Widziałaś jego twarz? - 'zaraz, zaraz a co się stało z panią Nicole i panem Bieberem...'. Szczerze mówiąc nie przeszkadzało mi to. Gdyby nie incydent pod szpitalem, za pewne już dawno byłabym z Bieberem znajomymi. Mieliśmy to samo męczące usposobienie.
-Ummm nie, ale oczy tej osoby...były takie błyszczące i...znajome...
-Rozpoznałabyś tego człowieka?
-Nie sądze. - Justin westchnął głęboko i potarł czoło. Zaczął chodzić po całym domu i mówić coś pod nosem.
-Justin...powiesz mi czemu się nie udało?
-Słucham?
-Kiedy dzwoniłeś...powiedziałeś, że nie udało się...
-Aaaa tak...

POV Justin

*-Gill...jaki? - spytałem patrząc w oczy chłopaka i wyjmując mały notes z kieszeni spodni.
-Jones. - chłopak zmarszczył czoło i mocniej ścisnął krwawiącą nogę.
-Nie będę patrzył na to, że krwawi ci nóżka panie Gill - wysyczałem przez zęby klękając przed nim - chciałeś zabić człowieka, a ja nie mam szacunku do takich ludzi. Rozumiesz?
-Z-zabić?! - wyjąkał dzieciak, rozszerzając oczy - Ja tylko chciałem wynieść kilka rzeczy z tego domu...
-Nie ładnie. - pokiwałem głową i znów otworzyłem notes - Kłamanie funkcjonariuszy? Ups Gill. Posiedzisz sobie.
-Justin! - odwróciłem się w stronę Johna biegnącego w moją stronę. - To nie ten człowiek. Sprawdziliśmy go. - Mężczyzna odciągnął mnie od chłopaka.
-Co?
-Siądzie tylko za próbę kradzieży. Wprowadził się tu kilka dni temu. Nawet nie zna Nicole. Uciekał przed ojcem alkoholikiem. Nie ma nic...Możliwe, że trafi do domu dziecka. Nie osiągnął nawet pełnoletności.
-Cholera. - kopnąłem z rozdrażnieniem w ziemie.
-Pogotowie już jedzie. Przykro mi stary. Nikt nie mówił, że musi się udać. - John odszedł i zostawił mnie w osłupieniu. Ten plan wydawał się idealny. Tymczasem Nicole wciąż jest w niebezpieczeństwie, a jej zabójca jest na wolności. 'Nie spisałeś się Bieber'. Wyciągnąłem z kieszeni telefon i z niecierpliwością czekałem, aż usłyszę znajomy głos. Obawiałem się, że dziewczyna nie odbierze. W końcu był środek nocy, jednak ku mojemu zdziwieniu już po dwóch sygnałach, w słuchawce rozbrzmiał łagodny głos Nicole.
-Proszę pani, wszystko u pani w porządku? - powiedziałem ze zmartwieniem. Dziewczyna przez chwilę nie odpowiadała.
-C-czemu miało by nie być? - wyjąkała.
-Nie udało się. - szepnąłem - Jadę do pani.
-A-ale co...?
-Po prostu proszę się upewnić że wszystkie okna i drzwi zostały zamknięte i pod żadnym pozorem nie wychodzić z domu. Zaraz będę. 
Rozłączyłem się i podszedłem do wciąż leżącego na ziemi Gilla.
-Trzymaj koleś. - powiedziałem dając mu 20$. Wiem jak to jest być biednym...do tej pory nie żyje w nadzwyczajnym luksusie, ale na pewno mogę pomóc dzieciakowi.
-A-ale ja nie mogę...
-Możesz. Słuchaj przepraszam. Do złodziei też nie mam szacunku, ale rozumiem cię. Po prostu tego nie rób, ok? Cokolwiek by się działo nie poddawaj się. Dasz radę.
-Nigdy nie uda mi się osiągnąć sukcesu.
-Nigdy nie mów nigdy. - Posłałem chłopakowi uśmiech i odszedłem od niego. Chwilę potem na miejsce przyjechało pogotowię i zapakowali chłopaka do środka.
-Jadę do Nicole. - powiedziałem do Johna, który był zajęty spisywaniem sprawy.
-O czym gadałeś z tym chłopakiem? - zapytał, a ja spojrzałem na niego zdziwiony, udając, że nie wiem o czym mówi.
-Ja? - zapytałem wskazując na siebie.
-Nie powiesz prawda?
-A jak myślisz? - posłałem mu szeroki uśmiech i wsiadłem do samochodu. Po chwili, wyjechałem na drogę i udałem się szybko w stronę domu ojca dziewczyny.

Opowiedziałem dziewczynie o całym zajściu, pomijając jedynie fakt o mojej 'szczodrości' wobec chłopaka.

-Więc możliwe, że to mój zabójca stał pod tym drzewem? - usłyszałem wystraszony i cichy głos Nicole.
-Tak. - powiedziałem nie patrząc w jej oczy. Ona tylko westchnęła i wstała z fotela podchodząc do okna i uważnie się rozglądając.
-Dziś nie zaatakuje. Wie, że jestem z tobą i w razie czego wezwę obstawę.
-Sama już nie wiem, czy nie chcę żeby zaatakował.
-Wiem, że to trudne, ale...
-Nie Justin. To wszystko mnie przerasta. Dowiaduje się o rzeczach o których wolałabym nie mieć pojęcia...
-Czyli?
-David miał romans...dziś z samego rana Carolina oznajmiła mi, że to ona była 'tajemniczą kochanką'. - dziewczyna załkała i pełen złości wzrok utkwiła we mnie. - Oszukiwała nie tylko ojca, ale i mnie...i całą rodzinę...Może lepiej, że David nie żyje. Inaczej to ja bym go zabiła...
-Przestań Nicole. - podszedłem do dziewczyny i stanąłem obok również wpatrując się teraz w okno. - Pójdę sprawdzić, czy pod tym drzewem nie ma jakiegoś tropu...czy coś. - dodałem po chwili niezręcznej ciszy. Powoli odsunąłem się od dziewczyny i udałem w stronę wyjścia, jednak zatrzymał mnie lekki uścisk na dłoni.
-Nie. Nie zostawiaj mnie. Proszę. - Nicole wyszeptała, głęboko spoglądając w moje oczy. 
Posłusznie stanąłem obok dziewczyny i wpatrywałem się w nią z zaciekawieniem.
-Myślę sobie...co by mi powiedział, gdyby żył? Gdyby był tu teraz?...Czy przeprosiłby?
-Nicole, on nie jest tego wart.
-Jak to? To była jedyna osoba, która znaczyła dla mnie...tak wiele.
-Wiem. Ale ty nie znaczyłaś dla niego tak wiele, skoro cię oszukiwał. Trudno w to uwierzyć, ale znajdziesz jeszcze człowieka, który będzie cię kochał. - dziewczyna spojrzała na mnie posyłając mi sztuczny uśmiech i poprawiła włosy.
-Dziękuję. - szepnęła.
Między nami znów zapanowała cisza. Staliśmy wpatrując się obojętnie w ciemne niebo i nie próbując rozpocząć rozmowy.
-Kiedy byłem u ciebie w domu...tam wisiało zdjęcie... - westchnąłem nie wiedząc jak powiedzieć dziewczynie o moim spostrzeżeniu. - Carolina wykazała się dużą odwagą mówiąc ci o tym co łączyło ją z Davidem, ale tak czy inaczej dzisiaj dowiedziałabyś się, że to ona. Przynajmniej takie miałem podejrzenia...Była na tym zdjęciu w tle z twoim ojcem i...
-Wiem o którym zdjęciu mówisz. Było robione na Hawajach, w czasie wakacji. Ojciec zaprosił nas z Davidem na wspólną podróż i...o Jezu to trwa już rok! - Nicole kręcąc głową podeszła do dużej półki z której wyciągnęła whisky i nalała go sobie do szklanki stojącej na małym stoliku.
-Widzisz o tym mówię! - krzyknęła, gdy opróżniła szklankę. - To wszystko jest do bani! Wszystko się pieprzy i sama już nie wiem dlaczego Bóg tak bardzo mnie nienawidzi! - Wrzasnęła nalewając sobie jeszcze jedną szklankę alkoholu.
-Hej, hej zwolnij dziewczyno. - powiedziałem, wyrywając Nicole butelkę i chowając ją do półki. - Dowiemy się tego, ok? Póki co mam dla ciebie informacje o tym 'wypadku' samochodowym. - dziewczyna kiwnęła głową na znak, abym kontynuował, a sama usiadła na fotelu. Udałem się za nią i pewnie usiadłem na krześle przed nią.
-Na pani samochodzie zauważyłem odpryski czarnego koloru na kaloserii, świadczące o tym, że samochód jaki w panią uderzył był rzeczywiście czarny. Okno od strony kierowcy jest rozbite gwieździście, czyli nie tak jak przy dachowaniu.
-To jasne, bo szkło rozbiło się przy ostatnim uderzeniu auta. Dopiero wtedy wypadłam z drogi. Pamiętałam, że czułam lecące na mnie szkło i dlatego zamknęłam oczy.
-Jesteś pewna?
-Tak...myślałam, że to nie ważne.
-Bardzo ważne, bo potwierdza się z tym co znalazłem w dzrzwiach twojego auta. Metal był pogięty, dlatego wcześniej trudno było dostrzec ten szczegół.
-Czyli?
-Dziurę po kuli. - Widziałem jak dziewczyna rozszerza oczy i w zdumieniu zasłania usta.
-Boże...było tak blisko...
-Kula uderzyła najprawdopodobniej w okno z tyłu głowy i ominęła cię. Trzeba mieć ogromne szczęście. - westchnąłem i powoli wstałem znów podchodząc do okna. - Ten człowiek zadaje sobie tyle trudu, żeby cię zabić...Jesteś pewna, że nie wiesz kto to?
-Zabójcy raczej nie dzwonią i nie przedstawiają się. - prychnęła i spojrzała na swoje dłonie.
-Przeciwnie. Bardzo często dzwonią. Chcą nastraszyć swoją ofiarę, ale może nie koniecznie przedstawiają się...
-Każdy marzy o byciu ofiarą.
-Ummm ja...
-Przestań. Wszyscy mówią, że będzie dobrze, ale jaką macie pewność? Możesz mi obiecać, że przeżyje, Justin? - dziewczyna podeszła do mnie niebezpiecznie blisko i położyła swoją dłoń na mojej klatce piersiowej. - Możesz obiecać, że wszystko się skończy dobrze?
-N-nie...,ale mogę obiecać, że zrobię wszystko co w mojej mocy...
-No właśnie. Nikt nie może obiecać...jestem zdana na los. To jakaś cholerna loteria. Mogę przeżyć, albo zginąć. Ty też nie wiesz, czy przeżyjesz, ale wiesz, że moja sprawa jest dla ciebie ważna. Piszą o niej w każdej gazecie...To od niej zależy twoja dalsza kariera...Dobrze o tym wiesz. - Nicole odsunęła się ode mnie i powoli usiadła na krześle.
Co miałem powiedzieć? Właśnie taka była prawda. Milczeliśmy przez jakiś czas nawet na siebie nie patrząc. Sam już nie wiedziałem czy ta sprawa jest dla mnie ważna ze względu na karierę i własną ambicję, czy ze względu na młodą kobietę siedzącą przede mną. Martwiłem się o nią...była dla mnie ważna. Wiedziałem, że policja, która miała ją obserwować nie zapewniała jej wystarczającej ochrony. Ten człowiek chciał ją zabić...i wystarczył jeden błąd, aby to uczynił...Powoli podszedłem do dziewczyny i klęknąłem przed nią.
-Nie mogę obiecać, że wszystko skończy się dobrze, ale mogę obiecać, że zrobię wszystko co w mojej mocy żeby ci pomóc i żeby złapać tego człowieka.
-Obiecujesz? - powiedziała patrząc na mnie smutnym wzrokiem. Wiedziałem, że w tym momencie całkowicie poświęcam się tej sprawie. Nigdy nie składam przysięg, których nie mogę spełnić, ale nie obiecałem, że go złapię...obiecałem, że zrobię co w mojej mocy.
-Obiecuję. - szepnąłem łapiąc dłoń kobiety.
-Dziękuję. - dziewczyna uśmiechnęła się i wstała. - Zrobię coś do jedzenia. Czuje się już lepiej. Możesz iść sprawdzić te ślady. 
Bez słowa wstałem i powoli zacząłem iść w stronę drzwi. Powoli odstawiłem na bok wyrwane drzwi i wyszedłem na zewnątrz. W mieszkaniu było chłodniej niż na zewnątrz. Pewnie przez te drzwi...Ta sytuacja tylko udowadnia jak bardzo zależy mi na Nicole. Kiedy nie otwierała, gdy ją wołałem byłem przerażony. Zacząłem uderzać w drzwi, żeby je wywarzyć, ale kiedy po chwili usłyszałem jej krzyk...byłem zrozpaczony. Jedno jest pewne. Nicole nie umiała się zachować w chwili zagrożenia. Bądźmy szczerzy. Choćby miała w dłoniach największy nóż z tego domu...tamten człowiek miał pistolet. W dodatku zamiast w ciszy spróbować wydostać się z domu, czy próbować wezwać pomoc...ona zaczęła krzyczeć. To na pewno nie było rozsądne.
Chłodny wiatr uderzał z każdej strony. Zatrzymałem się na ostatnim schodku i obserwowałem wznoszące się ku górze słońce. Wyjąłem z kieszeni paczkę papierosów i bez namysłu odpaliłem jednego z nich. Byłem przyzwyczajony do smaku i zapachu nikotyny. Gdybym powiedział, że pod jej wpływem uspakajałem się, czy zapominałem o problemach...skłamałbym...To było po prostu głupie uzależnienie. Papierosy dawały mi pewnego rodzaju zaspokojenie. Powoli podążałem wzdłuż długiej ścieżki prowadzącej aż za dom. Zatrzymałem się dopiero przy wysokim drzewie i kucnąłem pod nim. Nie trudno było zauważyć odcisk pary stóp w pobliżu latarni. 'Nieznajomy popełnił jeden błąd. Nie zatarł śladów.' pomyślałem. Zacząłem uważnie przyglądać się okolicy w poszukiwaniu jakiejś wskazówki. Nie byłem głupi i znałem przestępców na tyle, iż wiedziałem, że wróci. Będzie chciał zatrzeć trop. Zmylić nas. Wyciągnęłam z kieszeni telefon i ostrożnie zrobiłem kilka zdjęć z różnej strony. Potem zabezpieczyłem miejsce, ale wiedziałem że jeśli nieznajomy będzie chciał się tu dostać zrobi to bez najmniejszego problemu. Zadzwoniłem do Marcusa, który odpowiadał za obstawę dla Nicole i kazałem mu wysłać chociaż jednego gliniarza do pilnowania tego miejsca, zanim przyjedzie ekipa i zbada odciski. 'Ciekawe czy teraz nasz zawodnik zaatakuje?' Oparłem się o drzewo i z uwagą wpatrywałem się w dom. Był piękny i ogromny...mimo wszystko czegoś w nim brakowało. Tego rodzinnego ciepła i miłości? Sam nie wiem. Ten dom był po prostu pusty. Zacząłem kręcić w palcach spalonego papierosa i jak to zwykle miałem zwyczaju będąc sam zacząłem cicho śpiewać. Chciałem zostać pod tym drzewem i wpatrywać się w niebo, ale niestety mam też pracę. 'A może sam się oszukuje? Może po prostu chcę wrócić do tego domu...do niej?' Kiedy zacząłem iść w stronę posiadłości, ciszę zakłócił dzwoniący telefon. Nie patrząc na ekran odebrałem go i czekałem na słowa dzwoniącego.
-Jesteś u Hale? - prawie wykrzyczał do słuchawki John.
-Tia.
-Przywieź ją natychmiast na komisariat.
-Coś się stało John? Jak masz jakąś sprawę to...
-Mamy sprawę. Nawet dwie sprawy.
-Czyli? Mów kurwa John.
-Harry Styles z policji okręgowej chcę przesłuchać Nicole i...
-Co?! Nie wystarczy, że my ją przesłuchiwaliśmy?
-Niestety. Oni decydują o nakazach i tych innych...zresztą wiesz...to procedury...Justin, ale jest jeszcze druga sprawa.
-Hmmm?
-Dziewczyna ojca Nicole...no wiesz ta cała Carolina. Miała wypadek. 
-Cholera. Będę musiał zawieźć Nicole do szpitala.
-Nie koniecznie.
-Jak to?
-Ona nie żyje.

*kursywą zapisane są wspomnienia [flashback]


                                                                              ~*~
Witam was z kolejnym rozdziałem 'Lottery'. Przepraszam za długą przerwę, ale dla osób które nie wiedzą. Blog był oficjalnie ZAWIESZONY na okres nie wiadomy. Rozdział był gotowy wcześniej, ale musiałam przemyśleć parę spraw. Przyznam szczerze, że w pewnym momencie miałam totalny brak weny + były ferie. Zrozumcie.

Jak wam się podoba niespodzianka pod koniec rozdziału? W 'Lottery' już w następnym rozdziale pojawi się nowa postać Harry Styles. Dlaczego on? Wiem, że moje opowiadanie czyta kilka directionerek i to taki 'prezent' dla nich :P Jak ta postać wpłynie na dalsze losy Nicole i Justina? Tego dowiemy się już niedługo. 
Chętnie odpowiem na wasze pytania na ask.fm/SweetDreamsAnita

DZIĘKUJĘ SERDECZNIE WSZYSTKIM CZYTELNIKOM LOTTERY, KTÓRZY MIMO DŁUGIEJ PRZERWY NIE ZAPOMNIELI O TYM OPOWIADANIU. KOCHAM WAS.

CZYTASZ=KOMENTUJESZ