wtorek, 25 marca 2014

Eight.

POV Nicole
Siedzieliśmy z Justinem w jednym z tysiąca barów kanapkowych znajdujących się w Stanach Zjednoczonych. Po pomieszczeniu unosił się zapach świeżych warzyw, a ze stolika oddalonego o kilka metrów co jakiś czas słychać było donośny płacz maleńkiego dziecka. Uważnie przyglądałam się chłopakowi, który pożerał swoją ogromną kanapkę, podczas gdy ja z roztargnieniem grzebałam w swojej sałatce.
-Nie wiem jak ty to robisz. - powiedziałam, na co chłopak uniósł oczy w moją stronę. -Jak możesz iść prosto z kostnicy na lunch?
Chłopak westchnął głęboko i wzruszył ramionami.
-Konieczność. Gdybym za każdym razem nic nie jadł, okropnie bym schudł. - zaśmiałam się na jego słowa. Nie znałam go długo, ale wiedziałam, że kochał jeść. Wiedziałam też, że jadł bardzo dużo, ale mimo wszystko był strasznie chudy. Miał zarysowaną szczękę, a kiedy uśmiechał się na twarzy pojawiały się malutkie dołeczki. A gdybyście zobaczyli jego nogi...Myślę, że nawet nie jedna kobieta dużo oddałaby za tak zgrabne kończyny.
-Musiałeś widzieć wiele strasznych rzeczy jako policjant.
-Cóż jesteś pielęgniarką, więc zdaje mi się, że też widziałaś co nieco.
-Tak, ale na ogół mimo wszystko mam do czynienia z...żywymi.
Justin wytarł dłonie w serwetkę i odsunął już pusty talerz.
-Jak sobie z tym radzisz? - dodałam po chwili, nie patrząc już na chłopaka.
-Jak sobie radzę? Nie radzę sobie...ale próbuje udowodnić samemu sobie, że moja praca jest potrzebna, a z czasem staje się dla mnie satysfakcjonująca. Prowadzę pewien rodzaj zagadki. To nie jest napad na monopolowy i kradzież gorzały...to próba zabójstwa. Może dlatego jestem takim potworem. Próbuję rozszyfrować umysły osób, które to robią. Łączę kawałki w całość i...zaczynam myśleć jak oni.
-A może to znaczy, że jesteś wyjątkowym gliną?
-Albo mam takiego samego fioła jak ci wszyscy zabójcy.
Spojrzałam się na niego i nagle zastanowiło mnie to, czemu jego oczy dawniej wydawały się takie ciemne. Wystarczyło trochę śmiechu i Justin Bieber zmienia się w normalnego człowieka. W dodatku bardzo atrakcyjnego. Po chwili zmusiłam się by spojrzeć w bok. Nie mogłam pozwolić sobie na tego typu rozmowy. Nie mogłam nawet myśleć o tym człowieku jako o atrakcyjnym. 'To zwykły policjant, Nicole' mówił umysł, jednak serce mówiło, że może okazać się inny. Może mnie zaskoczyć...Justin Bieber może być człowiekiem. Kiedy jednak mój wzrok ponownie utkwił w twarzy chłopaka, nie uśmiechał się. Jego oczy znów były ciemne, a on wydał mi się tym samym gliną bez serca.
Po chwili wyszliśmy z baru i udaliśmy się w stronę auta. Zdawało mi się, że twarz Justina jeszcze bardziej pociemniała, a jego kroki stają się coraz wolniejsze.
-Justin, wszystko ok? - szepnęłam, gdy byliśmy już w samochodzie.
-Tak.
-Jesteś pewien?
-Tak.
Westchnęłam głęboko i szturchnęłam ramię Biebera
-Spójrz na mnie Justin. - chłopak powoli odwrócił twarz w moją stronę i przechylił głowę lekko na bok. - Powiesz mi co się dzieje? -zapytałam łagodnie i posłałam mu uśmiech.
-Uhhh...mogłaś wziąć adwokata. - ze zdziwieniem popatrzyłam na Justina i powoli pokiwałam głową.
-Po co?
-Dzisiaj będzie cię przesłuchiwał ten skurwiel...boję się, że nie dasz rady...
Odwróciłam wzrok w stronę okna i chwilę przetwarzałam słowa policjanta.
-Czyli kto?
-Harry Styles, facet z policji okręgowej.
-A nie wystarczy, że wy mnie przesłuchiwaliście?
-Nicole...To procedury. - westchnęłam głęboko i oparłam głowę o szybę.
-Na pewno nie będzie tak źle.
*
A jednak. W momencie kiedy usiadłam na przeciw dwóch nieznajomych policjantów obleciał mnie nadzwyczajnie strach. W sali nie było jeszcze straszliwego Harrego Stylesa, a policjanci przede mną póki co wydawali się bardzo uprzejmi, jednak od razu dało się wyczuć ich napastliwość. Przeszło mi nawet przez myśl, że słowa Justina były słuszne. Mogłam wziąć adwokata. Popatrzyłam na Biebera, licząc na chociaż odrobinę wsparcia. Jednak on stał sztywno, odwrócony tyłem, przy oknie.
Po chwili drzwi uchyliły się i do pokoju wpadł młody mężczyzna z kawą w dłoni.
-Przepraszam za spóźnienie. - krzyknął donośnym głosem i zasiadł na przeciw mnie. Byłam więcej niż zdziwiona. Szczerze mówiąc na świecie wykształcił się stereotyp, że dobry policjant ma ponad czterdziestkę i na pewno nie słynie z nadzwyczajnej urody. Póki co policjanci, których spotykałam mogliby spokojnie zrobić karierę w modelingu i czułam się przy nich...co najmniej brzydka. Policjant siedzący przede mną wydał mi się na pozór niegroźny, mimo iż wierzyłam Justinowi na słowo. Chłopak cały czas uśmiechał się, co w tym momencie wydało mi się cholernie seksowne. Nie mogłam zobaczyć jego oczu przez ciemne loki zakrywające większą część jego twarzy. Ponownie odwróciłam wzrok ku Justinowi. Wciąż stał w ciszy i nieporuszony patrzył w jakiś odległy punkt.  Czy to głupie, że w tym momencie mój mózg zadał mi pytanie: 'Którego byś wybrała?'. To nonsens...Ale mimo wszystko myślę, że znałam odpowiedź. Niestety nie mogę zaprzeczyć, że chcę do końca poznać zagadkę Justina Biebera...
-Panno Hale! - wrzasnął Harry, jakby wyrywając mnie z transu. Westchnęłam głęboko i spuściłam wzrok.
-Słucham. - Styles przyjął postawę atakującego psa i odgarnął niesforne włosy. 
Mijały kolejne minuty, a usta policjanta nie zamykały się. Gadał jak najęty i zadawał miliony pytań na które nie znałam odpowiedzi.
-To wszystko co wiem. - przerwałam mężczyźnie i spojrzałam na niego znudzona. - Bez przerwy zadajecie mi te same pytania. Myślę, że to nie ma sensu. 
-Przeciwnie. - odezwał się mężczyzna siedzący obok Stylesa. - Zabójstwo nie musiało być popełnione osobiście. A teraz to już dwa zabójstwa. - mężczyzna zaśmiał się groźnie i poprawił swój granatowy mundur.
-Chyba nie myślicie, że ja...
-To musiało być okropne. - przerwał mi Styles i nachylił się w moją stronę. - Zostać porzuconą tydzień przed ślubem. Jakie to musiało być upokorzenie...Nagle wszyscy dowiedzieli się, że on pani nie chce. Nie kochał pani. A pani mu ufała i zapewne kocha go pani do tej pory.
Opuściłam głowę i unikając spojrzenia policjanta wpatrywałam się w podłogę. Czułam, że łzy napływają mi do oczu, a to dlatego, że słowa Stylesa były prawdą. 
-Panno Hale, nie chciała się pani odwdzięczyć? Sprawić mu trochę bólu? I jeszcze zabójstwo Caroliny...To nie wygląda za dobrze. Wygląda raczej jak zemsta. Nie sądzi pani?
-Na pewno nie w ten sposób. Nie jestem typem osoby, która zabija swoich byłych. - popatrzyłam ostro na Harrego i przybliżyłam się do niego. Teraz to ja zaczynałam atak.
-Nawet wtedy, gdy pani macocha przyznała się do zdrady? Może wiedziała pani o tym już wcześniej? 
-Nie. Nie wiedziałam.
-Jak się pani wtedy poczuła? Wściekła? A może bardziej skrzywdzona?
-Co to ma do rzeczy? - zapytałam zdenerwowana i potrząsnęłam głową.
-Zadziałała pani szybko. Nawet bardzo. Kilka godzin na uknucie tak genialnego planu.
-Pan jest nienormalny!
-Gdyby teraz pani przyznała, że to pani, może udałoby się złagodzić karę...
-To nie ja!
-Chyba nie myśli pani, że doświadczony policjant uwierzy pani na słowo. To pani...
-Dość. - nagle wtrącił Justin. - co chcesz osiągnąć Styles?
-Wykonuje swoją pracę.
-Nękasz ją. Przesłuchujesz bez adwokata.
-Ależ po co jej adwokat? Twierdzi, że jest niewinna.
-Bo jest niewinna.
Harry zaśmiał się i popatrzył na swoich towarzyszy.
-Coś mi się wydaje Justin, że nie możesz już dużej brać udziału w tej sprawie. Całkiem straciłeś rozum.
-Coś mi się wydaje, że to nie leży w twoich kompetencjach.
-Ransom mnie upoważnił. - Harry wrednie uśmiechnął się i potarł ręce. To na prawdę dziwne jak w tamtym momencie okropnie bałam się, że Justin odejdzie. 'A jeśli moją sprawą zajmie się Styles?'
Jednak chwilę po wypowiedzianych przez Harrego słowach, w sali rozbrzmiał głośny śmiech Biebera.
-Cholera, serio myślisz, że mnie to obchodzi?
-Myślę, że powinno.
-Dobrze wiesz, że... - słowa Justina zostały przerwane przez rytmiczne bzyczenie jego telefonu. Chłopak rozgniewany sięgnął po iPhona i bez słowa wyszedł z pokoju. 'Znowu zostałam sama'.
-No więc panno Nicole. Wróćmy do naszej rozmowy.
Harry oparł się wygodnie i uśmiechnął zwycięsko. Westchnęłam głęboko i powoli wstałam z krzesła. 
-Dokąd to?! - krzyknął oszołomiony, gdy byłam już przy drzwiach.
-Z tego co wiem przysługuje mi prawo odmowy zeznań i zatrudnienia adwokata. Myślę również, że jak każdy zna pan mojego ojca, który pracuje w kancelarii...
-Chyba mi pani nie grozi? - chłopak zaśmiał się głupawo i wstał z miejsca.
-Owszem proszę pana. - ze zwycięskim uśmiechem wyszłam z pokoju, trzaskając drzwiami i stanęłam na długim, pustym korytarzu. Budynek policji okręgowej był inny niż ten w którym pracował Justin. Tutaj panowała zupełna cisza, wszystko było poukładane i zdawało się, że od lat nie ruszane. Nie wiedziałam gdzie mam iść. W tym momencie budynek wydał mi się przerażająco ogromny. Z daleka poczułam zapach kawy i coś pociągnęło mnie w tamtym kierunku. Zaskakujące, że Harry nawet nie rozpoczął gonitwy za mną...
Powoli zeszłam po czarnych, błyszczących schodach i stanęłam przed pustymi stolikami. Tylko przy jednym. Tym najbardziej oddalonym siedział on. Powoli podeszłam i nawet nie dostrzeżona usiadłam obok niego. Powoli uniósł brązowe oczy w moim kierunku i w milczeniu przyglądał mi się, jakby nie bardzo rozumiejąc co tu robię.
-Wyszłam z przesłuchania. - wytłumaczyłam. - Czy...oni mnie zamkną?
Justin uśmiechnął się łagodnie i upił łyk kawy. Chwilę patrzył w przestrzeń po czym znów spojrzał na mnie.
-Wiesz, że za ucieknie od zeznań idzie się do więzienia na kilka lat. To nie było rozważne. - zdziwiona popatrzyłam na Justina.
-C-co?! - krzyknęłam. - Widziałeś jak ten debil mnie potraktował! Zeznałam już wszystko co wiedziałam i... - chłopak zaczął głośno się śmiać i prawie wylał kawę kiedy zabawnie zaczął machać rękami.
-Twoja mina...To było...bezcenne...- wypowiadał między napadami śmiechu, a ja powoli nabierałam ochoty by wstać i odejść. Najlepiej na zawsze.
-To nie było zabawne.
-Masz racje. To było cholernie zabawne. - chłopak jeszcze chwilę śmiał się i mimo iż to ja byłam powodem jego żartów, to i tak jego uśmiech sprawiał mi przyjemność. 
-Możemy jechać? Jak najdalej stąd.
-Jest w sumie już późno. - wymamrotał patrząc na zegarek. - Chodźmy.
Powoli wyszliśmy z pustej stołówki i weszliśmy na górę. Justin nie czuł się dobrze w tym miejscu tak samo jak ja. Szedł powoli i dziwnie zgarbiony, jakby nie chciał zostać zauważony. Jak kot, który rozpoczyna swoje polowanie. Bieber szybko przeszedł przez korytarz i stanął przy drzwiach wyjściowych, jednak wysoki mężczyzna przekroczył mu drogę.
-Witam panie Bieber.
Justin skrzywił się i z obrzydzeniem minął mężczyznę.
-Czy nie możesz nawet powiedzieć jednego słowa do swojego szefa? Źle wpływasz na panią Nicole, Justin. To dlatego odmawia zeznań.
Dopiero wtedy zauważyłam rozbawionego Stylesa stojącego przy swoim biurze.
Justin szybko odwrócił się i otworzył usta z zamiarem powiedzenia czegoś, jednak byłam szybsza.
-Przepraszam proszę pana ale to absurd. Nie odmówiłam żadnych zeznań!
-Ransom. - powiedział mężczyzna chwytając moją dłoń i lekko ją całując.
-Daj jej spokój. - burknął Bieber. - Masz jeszcze coś do mnie?
-Jeśli pani Nicole przyzna, że nie opuściła zeznań z twojej inicjatywy, nic nie będę miał.
-Opuściłam zeznania, bo policjant, który mnie przesłuchiwał był chamskim debilem. - burknęłam i wyszłam z budynku z obrzydzeniem mijając "Ransoma" nie polubiłam tej osoby. Harry przynajmniej był przystojny...nie nic.
Justin opuścił budynek chwilę później i razem wsiedliśmy do auta. Słońce powoli chowało się za widnokrąg. Znacznie spadła też temperatura i zdawało mi się, że zaraz zacznie padać. Jechaliśmy pustą ulicą i w ciszy patrzyliśmy na drogę. Co jakiś czas na zakrętach w lusterku odbijał się nieprzyjemny błysk auta jadącego za nami. Kilka razy odwracałam się w jego stronę z niecierpliwością czekając, aż auto skręci w inną ulicę. Jednak moje rozczarowanie było ogromne, gdy auto skręciło za nami nawet na dzielnicę Manhattanu.
-Justin. - szepnęłam
-Tak?
-Ten samochód...On...
-Co z nim nie tak? - wymamrotał chłopak powoli patrząc na opla za nami.
-Jedzie za nami od kiedy wyjechaliśmy z parkingu policji...
-Jesteś pewna?
-J-ja nie wiem....C-chyba tak.
-Sprawdzimy to.
-Dlaczego zwalniasz? Skoro on nas śledzi powinniśmy uciekać, nie sądzisz?
-Chcę sprawdzić co on zrobi. - wymamrotał chłopak i ponownie zdjął nogę z gazu. Po chwili samochód jechał tak wolno, że mijali nas nawet ludzie idący po chodniku. Jednak auto za nami także zwolniło i poruszało się wciąż za nami.
-Nie podjeżdża, żebym nie odczytał tablic. Sprytnie.
-Justin. Proszę cię, jedźmy.
-Chyba nie sądzisz, że dam mu spokój?! - chłopak gwałtownie skręcił na dwupasmową drogę i rozpędził się gwałtownie. Osiedle po którym poruszaliśmy się było jednym z tych najbardziej oddalonych od centrum Manhattanu. Po drodze nie poruszał się żaden inny samochód. Przez chwilę nawet pomyślałam, że tak na prawdę opel nie śledził nas, a ja po prostu popadłam w jakąś fobię, jednak po chwili w lusterku znów błysnęły reflektory i zza rogu wyjechał ten sam samochód.
-Trzymaj się! Spróbuję go zgubić! - Justin mocno chwycił kierownicę i gwałtownie zawrócił tym razem mijając opla i wjeżdżając w kolejną ulicę. Mocno złapałam się siedzenia i siadłam prosto, wpatrując się w lusterko. Justin kilka razy skręcił w prawo, a potem w lewo. Po jakimś czasie zupełnie straciłam orientację i nawet nie wiedziałam gdzie teraz jesteśmy. Ciszę w aucie przerwał pisk samochodu wyjeżdżającego z ulicy obok.
-Cholera. - Justin rozpędził się jeszcze raz i tym razem skręcił w ulicę prowadzącą w dół osiedla. Wykonał kilka manewrów i po chwili stanęliśmy na podjeździe do czyjegoś domu. Justin stanął na miejscu w pustym garażu i w mgnieniu oka wyłączył silnik. Chwycił mnie za plecy tak abym schyliła się, po czym sam kucnął obok. W samochodzie panowała zupełna cisza. Słyszałam tylko swój nierównomierny oddech i szybkie bicie serca. Minęło kilka minut i usłyszeliśmy jak auto przejeżdża obok, a potem staje kilka metrów dalej.
-J-justin zauważył nas? - wyszeptałam łapiąc ramię chłopaka.
-Pewnie zastanawia się gdzie jesteśmy.
Chłopak uniósł głowę i zaczął rozglądać się po osiedlu.
-Jedziemy.
Ponownie usiadłam na swoje miejsce i obserwowałam jak Bieber powoli odpala silnik. Nie zapalał świateł w razie gdyby opel kręcił się po okolicy. Powoli wyjechał z  garażu i bez problemu wyjechał z plątaniny osiedl na jakich się znaleźliśmy, jednak jego auto nie skierowało się w stronę Manhattanu. Wręcz przeciwnie Justin wyjechał z najdroższej dzielnicy Nowego Jorku i wjechał na główną drogę.
-Justin...przecież ja tam nie mieszkam.
Chłopak zaśmiał się i popatrzył na mnie.
-Wiem.
-No to...
-Chyba nie sądzisz, że w domu twojego ojca jest teraz bezpiecznie? Nie ma tam nikogo, a ten człowiek nie boi się najwidoczniej nawet policji. Nie możesz tam dłużej zostać.
-Ale ja nawet nie mam swoich rzeczy. Musimy się wrócić. Poza tym gdzie pojadę?
-Tacy ludzie czekają tylko, aż wrócisz po 'rzeczy' i znowu zaczynają swoją pogoń. Jeśli o mnie chodzi mogę cię zawieść do tego domu...
-Ja umm...Nie chcę, ale Justin i tak nie mam gdzie pojechać. 
-Zawiozę cię do siostry. 
-Nie.
-Dlaczego? 
-Nie chcę. Wandy ma męża i dziecko. Nie mam zamiaru narażać jej rodziny.
-To do jakieś przyjaciółki.
-Cóż zdaje się, że wszystkie straciłam. Dawniej mogłabym liczyć na Ellen...Poza tym większość z nich także ma dzieci...gdyby dowiedziały się, że ściga mnie zabójca...Pojadę do hotelu.
Zesztywniałam na myśl o pobycie w hotelowym pokoju. Było tam tak wielu ludzi, a jednak czułam się tam samotna. Wzięłam głęboki oddech i wyprostowałam się. Nie mogłam znowu okazać swojej słabości. Nie teraz.

POV Justin
Powoli spojrzałem na dziewczynę. Próbowała zrobić dobrą minę do złej gry, jednak przez jej zielone oczy przenikał ból i strach. Oboje byliśmy wykończenia, a ona  na dodatek była przerażona i miała do tego całkowite prawo. Ale co mogłem zrobić? Nie mogłem jej zostawić w przypadkowym hotelu o tej porze...Samej...
Kolejny raz tego dnia westchnąłem próbując pozbyć się zbędnych emocji i skręciłem w wąską ulicę. Minęliśmy park otoczony wysokimi drzewami i przejechaliśmy koło kolejnych kamienic. Parcele stały w równych odstępach. Niczym się nie odznaczały. Były to zwykle domki z białego drewna, otoczone wysokimi drzewami i ogrodami. Okolica nie cieszyła się dużą popularnością. Było to miejsce nadzwyczaj spokojne i ciche, co widocznie nie odpowiadało każdemu. Właśnie to tak bardzo spodobało mi się w tym miejscu. Przypominało mi moje rodzinne Stratford, Kanadę.
Powoli skręciłem w prywatną drogę przez mały lasek. Chwilę jechaliśmy po nieutwardzonej ziemii, aż stanęliśmy na podjeździe usypanym ze żwiru.
Niepewnie wyłączyłem silnik i utkwiłem wzrok w kobiecie. Ogarnęły mnie ogromne wątpliwości, ale było za późno, aby się wycofać.
-Gdzie jesteśmy? - spytała cicho, wpatrując się w mały domek.
-W miejscu o wiele bezpieczniejszym niż hotel. Tylko na dzisiaj. Zanim nie zorganizujemy czegoś lepszego. - posłałem jej uśmiech i obszedłem auto, aby otworzyć jej drzwi. Ciągle lekko zszokowana powoli wyszła z samochodu i spojrzała na mnie.
-Kto tu mieszka?
-Ja. - odpowiedziałem niepewnie.
                                   ~*~
Witam z nowym rozdziałem Lottery!
Nie jest jakiś fantastyczny [brak weny] mimo to liczę, że chociaż odrobinę was zaciekawię.
Dziś mija rok od koncertu Justina w Polsce Ahdojaohso :') Wracaj do nas kochanie!
Cytacik:
"Robiąc tylko to, w czym jesteśmy dobrzy, nie uczymy się niczego nowego"
 ~Justin Bieber

PROSZĘ WAS MOCNOOOO SKOMENTUJCIE!

niedziela, 9 marca 2014

Seven.

POV Nicole
Zdezorientowana spojrzałam na Justina, który stał przede mną.
-Jak to n-nie żyje?
-Miała wypadek...ja jeszcze nie wiele wiem...
-Ale...
-Nicole, przykro mi. - Między nami nastała nieprzyjemna cisza.
Jeszcze kilka minut temu z zapałem szykowałam sałatkę z kurczakiem, a teraz stałam załamana i trzęsąca się z kolejną dawką emocji. Czy życie nas nie zaskakuje? Co za ironia. Na prawdę uwierzyłam, że wszystko się ułoży...,że będzie lepiej. Pomyślicie: "Dziewczyno ona miała romans z twoim facetem!"...i za to jej nienawidzę, ale na pewno nie życzyłam jej śmierci...Może nawet nie byłam w tym momencie smutna. Raczej byłam zmęczona tym wszystkim. To było jak czekanie na wyrok. W tym momencie nie rozumiałam słów Justina. To wszystko wydawało mi się niemożliwe. Nigdy wcześniej nie zastanawiałam się nad tym jak umrę, choć w ciągu kilku dni nie brakło ku temu powodów. Ludzie chcą zginąć za ukochaną osobę...a ja zginę z nieznanych mi przyczyn? Bez przyjaciół, rodziny i miłości...?
-Musisz jechać ze mną na miejsce wypadku. - szepnął chłopak.
-Wypadku? Wierzysz, że to był wypadek? - powiedziałam z lekkim wyrzutem.
-Szczerze mówiąc...nie.
-Tak myślałam. - pokręciłam ze smutkiem głową. - Zabiłam ją - wyszeptałam patrząc w oczy Justina.
-Co? Nie, Nicole. Przecież ty nic nie zrobiłaś.
-Zginęła z mojego powodu. To mnie ktoś chcę zabić. Poprzez zabójstwo Caroliny chciał mnie przestraszyć. Chciał żebym się poddała i wiesz co...udało mu się! Poddaję się! Mogę sama się zabić! Nie rozumiem. Nic nie rozumiem. Dlaczego ja? Mam dość wiecznego udawania silnej. Mam dość tego wszystkiego! - odwróciłam się na pięcie i szybko wbiegłam na górę. Chciałam ukryć się przed światem. Byłam nikim. Nic nie wartą ofiarą. Szybko wbiegłam do swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko. Co chciałam zrobić? Zasnąć...najlepiej na zawsze. Kiedy zasypiamy zapominamy o świecie. Czasem dręczą nas koszmary...ale wiemy, że to wszystko złudzenie. Budzimy się i uderza nas najgorszy koszmar. Miejąc otwarte oczy widzimy smutki tego świata. W dodatku nie da się tu zapomnieć o smutku, o cierpieniu...To jest wszędzie. W telewizji, w gazecie, w radiu. Słyszymy o dzieciach, które nie mają co jeść, o żołnierzach, którzy giną dla pokoju na świecie, o ludziach bez domów...smutek nas przepełnia. Opuszczamy nasze cztery ściany i popełniamy jeszcze większy błąd. Patrzymy na te wszystkie smutki. Widzimy je wszędzie. Ludzie nas zawodzą. Świat byłby piękny, gdyby tylko nie było ludzi. Oni wszystko niszczą. Zabijają innych nie tylko czynami, ale też słowami...to boli. 
Zamknęłam oczy i zaczęłam głośno płakać. To było moją winą. Niszczyłam to wszystko. Zabiłam Davida, zabiłam Caroline...kto jeszcze zginie? Po chwili drzwi zaskrzypiały i do pokoju wszedł Justin. Powoli otworzyłam oczy i przyglądałam się chłopakowi. Chwilę stał koło mojego łóżka i nic nie mówiąc wpatrywał się we mnie. Denerwowało mnie to. Denerwowała mnie jego obecność. Nie lubiłam, gdy ludzie widzieli mnie w takim stanie, a on widział mnie za często w stanie krytycznego załamania. Powoli usiadłam i westchnęłam głęboko.
-Jedźmy już. - chwyciłam leżącą przy łóżku torebkę i powoli wstałam z łóżka.
-Jeśli chcesz możemy pojechać tam później.
-Nie. Chce mieć to już z głowy.
-Rozumiem. - policjant wyprzedził mnie i otworzył mi drzwi. Przewróciłam oczami i wyszłam z pokoju. Wiedziałam, że traktował mnie jak słabą porcelanową lalkę. Myślał, że zaraz się złamię. Rozpadnę na kawałki, ale ja nie byłam 'mięczakiem' umiałam walczyć i byłam do tego przyzwyczajona. Z 'pokerową twarzą' opuściłam dom i zatrzymałam się przy aucie Biebera. Justin chwilę rozmawiał z policjantem, który jak się domyślam miał zostać w domu i go pilnować. Po chwili policjant otworzył auto i szybko wsiadł do środka, co także uczyniłam. W środku było dość zimno. Objęłam ciało ramionami i wpatrywałam się w widok za oknem.
-Poprosiłem Johna, żeby wezwał kogoś do drzwi. Na pewno nie będą takie ładne jak poprzednie, ale przynajmniej będą. - chłopak odezwał się kiedy byliśmy już w drodze. Cicho zaśmiał się i poprawił swoją kurtkę.
-Jestem ci wdzięczna.
-Żartujesz, prawda? Przecież to ja je zepsułem.
-W mojej obronie.
-Co nie zmienia faktu, że...
-Skończ, Justin. - chłopak zamilkł i z uwagą wpatrywał się w drogę. Obraził się na mnie? Może i miałam jakieś humory. Może byłam nie znośna, ale to dlatego, że to mnie bolało. To było za dużo...nie dawałam rady i myślę, że każdy kto przeżyłby to co ja czułby się podobnie. 
W ciszy dojechaliśmy na miejsce. Zatrzymaliśmy się w środku jakiegoś lasu. Droga wydawała mi się przerażająca. Wydawało się, że opuszczone drzewa same mówią 'Zabójczyni', a stary asfalt prowadzi do zguby. Byłam w tym miejscu pierwszy raz. Westchnęłam głęboko i spojrzałam na chłopaka.
-Justin? - odwrócił się i spojrzał na mnie. Jego wzrok był taki bez uczuć...taki pusty...wydawało się, że nie da się go nauczyć miłości. Potrzebowałam wsparcia. Nawet jeśli było ono od gliny bez serca. - Boję się. - szepnęłam patrząc głęboko w oczy szatyna.
-Wiem. - powiedział cicho i potarł moją dłoń. - Ale wszyscy się boimy. Wszyscy jesteśmy samotni. Wszyscy jesteśmy przeciętni. Wszyscy popełniamy błędy...i wiesz? Wszyscy czasem potrzebujemy pomocy.
Chwilę milczeliśmy wpatrując się w siebie. Po chwili ciszę zastąpił mój cichy płacz. Słone łzy same zaczęły spływać po mojej twarzy i nie czułam się wcale źle z tym. Czułam, że każda łza wyzbywa mnie strachu. Pozbywam się emocji i bólu. 
-Dziękuję. -szepnęłam pocierając oczy.
-Nie ma za co.
W ciszy opuściliśmy samochód i udaliśmy się w kierunku kilku ludzi stojących przy wysokiej skarpie. Zatrzymałam się przy jej brzegu i zakryłam usta dłonią. Przepaść była bardzo głęboka, a na jej dnie leżało auto Caroliny. Nie oddychałam równomiernie i trzęsły mi się nogi. Po chwili poczułam na mojej talii lekki uścisk i Justin zaczął powoli prowadzić mnie do schodków prowadzących w dół. Rozciągała się tam malownicza polana, otoczona piaskiem i leżąca nad błękitnym jeziorem. Byłoby to piękne miejsce...Jednak dla mnie już nigdy nie stanie się takie. Powolnym, chwiejnym krokiem zeszłam na dół i stanęłam na żółtym piasku. Ten nasypał się do cienkich tenisówek, które miałam na sobie i nie przyjemnie zaczął drażnić moje stopy. Nie zwracając na to uwagi powoli zaczęłam podążać w stronę auta, a właściwie tego co z niego zostało. Wiedziałam, że policjant został w tyle. Rozmawiał z innym gliną i jak zwykle zapisywał wszystko w małym notesie. Zbliżyłam się do roztrzaskanego auta i schyliłam w kierunku szyby. Obawiałam się zobaczenia najgorszego.
-Nie ma jej. Na identyfikację zwłok udamy się potem.
-Mówisz o tym tak spokojnie. - powiedziałam odwracając się w kierunku chłopaka.
-To moja praca, Nicole.
-Wiem. Wiem panie Bieber. - mrugnęłam do niego i obeszłam samochód dookoła. - Więc...po co mnie tu przywiozłeś? - chłopak westchnął i spuścił wzrok.
-Miałem zabrać cię potem na przesłuchanie i musisz zidentyfikować...
-Tylko dlatego? - przerwałam mu i utkwiłam wzrok w odłamkach auta.
-Po prostu nie mogłem cię zostawić samej, ok? To byłoby nie rozważne. - uśmiechnęłam się usatysfakcjonowana odpowiedzią szatyna i schyliłam się patrząc na wrak. To wyglądało strasznie. Wszędzie były odłamki auta a w dodatku, gdzie nigdzie widać było zaschniętą krew.
-Nicole. Musisz coś zobaczyć. - powiedział Bieber odchodząc od tego samego gliny co poprzednio. Powoli wstałam i udałam się w jego kierunku.
-Myślę, że to może zaboleć.
-Justin, przerażasz mnie. - policjant wyciągnął przed siebie plastikową torebkę w którą zazwyczaj chowają dowody ze sprawy. Znajdował się w niej mały skrawek  papieru z nierówno zapisanymi literami.
-To pismo Caroliny. - szepnęłam patrząc na kartkę.
-Zamierzamy to sprawdzić, ale prawdopodobnie zabójca Caroliny kazał jej to napisać, potem ją zabił i zepchnął jej auto.
-Czy...mogę to przeczytać?
-Oczywiście. - mężczyzna powoli wręczył mi papier znajdujący się za folią i zrobił kilka kroków w tył. Krzywe litery były trudne do rozgryzienia, tym bardziej, że Carolina nawet pisząc powoli nie pisała zbyt czytelnie. Mimo wszystko z trudem odczytałam kilka zdań znajdujących się na kartce.
'Wydaję ci się, że wiesz już wszystko. 
Wydaję ci się że to tylko moja wina, ale wiedz, nie wiesz wszystkiego.
 Nie jeden jeszcze zginie zanim nasza loteria się zatrzyma.
 Żegnaj kochanie.'
Wstrzymałam oddech i chwilę wpatrywałam się w kartkę. Prawie w każdym filmie, gdy ofiara zostawia list, stara się ułożyć litery tak, aby były pomocne w odkryciu sprawy. Chociażby pierwsze litery...ale tu nie było nic. Żadnej wskazówki. Jednak czy możliwe, aby Carolina napisała ten list z własnej woli...przecież nie mogła przewidzieć wypadku...w takim razie szaleniec, który chce mnie zabić, nie ukrywa się z tym zbytnio. Otwarcie przyznaje w tym liście, że chce się zabawić i zanim zabije mnie...zabije osoby, które kocham...w dodatku otwarcie poinformuje mnie o ich tajemnicach. Nie byłam pewna, czy chciałam brać udział w tej 'grze', ale chyba nie miałam za wiele do powiedzenia. Posłusznie udałam się za Justinem i wręczyłam mu plastikową torebkę.
-T-ty to czytałeś?
-Tak Nicole. Mówiłem, że to może być...zaskoczeniem.
-To mnie raczej przeraziło...nie zaskoczyło.
Chłopak westchnął głęboko i skinął głową na samochód. Po chwili sam udał się do auta i spokojnie czekał, aż usiądę obok. Ostatni raz spojrzałam na roztrzaskane auto Caroliny i powoli stąpając po miękkim piasku udałam się w stronę parkingu. 
-Czyli teraz czeka mnie najgorsze? - powiedziałam bez emocji wsiadając do środka. Chłopak spojrzał na mnie trochę zdziwiony i powoli odpowiedział.
-Zależy co masz na myśli.
-Nie chcę tego zobaczyć. - westchnęłam głęboko i utkwiłam wzrok w swoich palcach.
-Wiem, ale potrzebujemy potwierdzenia. Twój ojciec jest na jakieś konferencji i będzie tu za kilka dni, a twoja siostra nie odbiera telefonu i...
-Co?! Wandy! A jeśli coś jej się stało?! Boże Justin!
-Spokojnie. Wysłałem już kilku ludzi, żeby sprawdzili co z nią. 
-Nie wiem czy mogę być spokojna. Póki co wasi ludzie nie spisują się za dobrze.
Nic nie mówiąc, Justin szybko wyjechał na drogę i ruszył w nieznanym mi kierunku. Nie jechaliśmy długo. Było to zaledwie kilka minut, a jednak cisza panująca między nami bardzo mnie denerwowała i była dość krępująca.
Budynek pod którym zatrzymaliśmy się wydawał się nowy. Błyszczące ściany połyskiwały w blasku słońca. Budynek otaczał piękny ogród, po którym spacerowali ludzie. Spojrzałam zdziwiona na Justina. Może był to zwykły szpital? Taki sam w jakim pracuje ja? Tam też znajduje się oddział do przechowywania zwłok...jakkolwiek to brzmi.
-To szpital dla ludzi psychicznie upośledzonych. Drugą połowę zajmuje kostnica. - widać było, że nie miał ochoty wprowadzać mnie w szczegóły. Ja też tego nie chciałam. Nic nie mówiąc wysiedliśmy z auta i skierowaliśmy się w stronę drzwi. Justin lekko popchnął drzwi i odsunął się wpuszczając mnie przed siebie. Szliśmy przez długi korytarz. Ściany pomalowane były na biało. Wszędzie były białe meble. Podłoga również była biała. W oczy rzuciło mi się czerwone jabłko leżące w rogu na małym stoliku. Była to jedyna rzecz, w kolorze innym niż biel...
Spojrzałam na policjanta. Wydawał się całkiem niewzruszony. Przeraziło mnie to jak mało można wyczytać w jego oczach. Jego twarz była nie przenikniona. Szedł nic nie mówiąc i wpatrując się obojętnie w przestrzeń. Mimo wszystko był cały czas ze mną. Wspierał mnie i nie byłam pewna czy to było w jego służbowych obowiązkach. Nagle Justin zatrzymał się pod dużymi białymi drzwiami i zerknął na mnie zanim złapał za klamkę. Gdy tylko weszliśmy do środka podszedł do nas starszy mężczyzna. Miał ciemne, kręcone włosy, które sterczały w każdą możliwą stronę. Wydawał się zmęczony. Co chwile nerwowo poprawiał okulary, zsuwające się z jego dużego nosa. Justin szybko wyciągnął błyszczącą odznakę i podetknął ją pod nos staruszkowi. 
-Cześć Bieber. - wrzasnął głos za nami. - Dawno cię nie było. Do kogo w odwiedziny?
Przed nami stanął niski, tęgi mężczyzna. Nie miał prawie w ogóle włosów, a jego ciało pokrywały tatuaże podobne do tych, które zdobiły ciało Biebera. Nie wyglądał za dobrze. W zasadzie był obleśny. W jednej ręce trzymał kubek, cały zalany kawą, drugą zaś wyciągnął w stronę Justina.
-Cześć Luck. - Justin podał mu rękę i uśmiechnął się nieśmiało. Mężczyzna uścisnął dłoń i cofnął się do tyłu.
-Więc?
-Carolina Hale.
-Ahh ta z dzisiaj?
Odchrząknęłam patrząc na szatyna. Okropnie denerwował mnie sposób w jaki mówią o martwych.
-Witam piękną panią. - wyciągnął w moim kierunku brudną dłoń, jednak zlekceważyłam to i zwróciłam się do Justina.
-Mogę mieć to już za sobą?
-Tak chodźmy. - policjant przeszedł przede mną i rozmawiając z Luckiem udali się w stronę dużych białych drzwi. 'Świetnie'. Niezauważona podeszłam do chłopaka i stanęłam za nim. Pomieszczenie do którego weszliśmy wyglądało jak w kryminale, jak w tych bzdurnych filmach, które zawsze uwielbiałam oglądać. Ściany pomalowane były na brudny biel. Na przeciw nas stało ze sto szuflad, które jak domyślałam się nie służyły do trzymania papierów. Były to szuflady na zwłoki ludzkie. Wszystkie ponumerowane i uszeregowane. Czarna posadzka błyszczała od czystości i mogłam w niej zobaczyć swoją przerażoną twarz. Powoli przeszłam za Justinem i stanęliśmy koło jednej z szuflad z numerem 123.
-Ostrzegam, że nie wygląda za dobrze. - Powiedział Luck i powoli chwycił za metalowy uchwyt. Szafka rozsunęła się z szumem, a po pomieszczeniu rozszedł się nieprzyjemny zapach. Zachwiałam się i zrobiło mi się słabo. Justin złapał mnie w talii i delikatnie przytrzymał. Prawdę mówiąc miałam nadzieję, że nikt nie zobaczy tego jaka w tym momencie byłam słaba i zagubiona. Czy muszę wam mówić co było potem? Przecież wiecie... Powiem wam jedno...tego widoku nie zapomnę do końca życia. Nie pamiętam za wiele z tamtej chwili. Wpadłam w objęcia Justina i zaczęłam płakać tak głośno jak tylko potrafiłam. Dławiłam się łzami i byłam pewna, że chłopak miał mokrą już całą koszulkę. Usłyszałam odgłos zamykanej szuflady i kroki odchodzącego Lucka.
-Przykro mi. - powiedział przed wyjściem z pokoju. Kłamał. Nie było mu nawet żal. A czy mi było? Sama nie wiedziałam...Czułam się zagubiona i przerażona.
-Przepraszam. - powiedziałam odsuwając się od policjanta.
-Nie masz za co.
Między nami zapanowała cisza.
-Czyli jesteś pewna, że to...
-Tak Justin. Jestem pewna, że to ona.
Nic nie mówiąc wyszliśmy z kostnicy. Szybko przeszliśmy przez budek i po chwili stanęliśmy na pustym parkingu. Przy wejściu stał tylko jego samochód do którego po chwili wsiedliśmy i wyjechaliśmy na drogę. 
-To było straszne. - wyszeptałam bardziej do siebie, niż do chłopaka.
-Wiem. - odpowiedział. Zdziwiło mnie to. Nie tylko dlatego, że myślałam iż nie słyszał moich słów, ale i dlatego, że to był on Justin Bieber - glina bez serca, bez uczuć, bez namiętności...
Chłopak westchnął głęboko i spojrzał na błyszczący zegarek. 
-Może pojedziemy coś zjeść? Jest pora lunchu.
Bezmyślnie kiwnęłam głową i utkwiłam wzrok w chłopaku.

                                                                        ~*~

Hej! Mam przyjemność witać was na blogu z nowym pięknym szablonem wykonanym przez -
Jak widzicie możecie teraz z łatwością zaobserwować moje konto google oraz dołączyć do grona czytelników Lottery. Opcja ta nie była wcześniej dostępna.
(Swoje opinie na temat nowego wyglądu możecie zostawić w komentarzach)
Oprócz tego na blogu zachodzi zmiana.

WAŻNE! ZMIANA! 
Od tej pory rozdziały Lottery będą krótsze, ale za to postaram się częściej je dodawać. 

Chciałabym wam podziękować za miłe słowa na Twitterze i szczególne podziękowania skierować również do Majki S. - naszej szkolnej dziennikarki.
Dziękuję wam za wszystko!

Niedługo obiecany Harry Styles :3

CZYTASZ=KOMENTUJESZ