środa, 6 listopada 2013

Two.

Przeczytaj notkę pod tekstem ↓

"(...)Wydaje mi się,że to na prawdę poważna sprawa, a osoba, która zabiła pana Glickmana to nie byle zabójca...to fachowiec." 
    Wariactwo. Kompletny idiotyzm. Ktoś chce mnie zabić? Haha. Patrzyłam na pana Biebera z kompletnym niezrozumieniem. Co najmniej jakby miał kilka głów. Po długiej ciszy policjant odezwał się.
-Dokąd panią zawieść?
-Na Park Row Centre Street,to dość blisko. Mieszka tam moja matka.-odpowiedziałam bez namysłu.
-Dobrze,czy chce pani wziąć coś z domu?
-Nie...chociaż...ja...po prostu boje się tam iść...sama.-wyjąkałam,spoglądając na niego.
-Pójdę z panią.
-Dobrze.-bez żadnego słowa wyszłam z samochodu,delikatnie zamykając za sobą drzwi. W tym czasie pan Bieber zdążył wyjść z samochodu. Podszedł do stojącego koło taśmy policjanta i co jakiś czas pokazując palcem w moim kierunku i spoglądając się na mnie, tłumaczył mu coś. Pan Bieber...dziwnie to brzmi patrząc na tego młodego,przystojnego mężczyznę...to raczej Bieber,niż pan...Skarciłam się w myślach, bo zamiast myśleć o martwej miłości, myślałam o jakimś przeciętnym glinie...Nie wyglądał na bogatego. Nogawki jego spodni były na końcach mocno przetarte, białe buty wydawały się być czarne od brudu, a samochód, którym się poruszał był lekko podrdzewiały. Kiedy podszedł do miejsca w którym stałam przeraziło mnie jego beznamiętne spojrzenie. Przez chwile nie odzywał się, spoglądając co jakiś czas w papiery, które dostał od tamtego funkcjonariusza, po chwili jednak rzucił coś w stylu "Chodźmy" i udałam się za nim. Na prawdę nie myślałam, że będę kiedyś bała się wejść do własnego domu, a jednak...Już po przekroczeniu progu, żałowałam, że zgodziłam się tu przyjść.
-Pójdę tylko do sypialni i zaraz wracam.-objaśniłam i wyszłam z salonu. 
W pokoju powróciły wszystkie wspomnienia. Na łóżku leżała jeszcze suknia, w rogu pokoju rzucona pościel, a w szafie panował jeden wielki chaos. Usiadłam na fotelu. Nie mogłam się teraz poddać i załamać. Odetchnęłam głęboko dwa razy, a mój wzrok utkwiłam w brudnych śladach na dywanie. Nie widziałam ich wcześniej. Nie mogły należeć do Davida,w końcu nerwowo chodził po pokoju, przemierzając każdy jego zakamarek.Poza tym był strasznie porządnym człowiekiem. Typowy perfekcjonista, który nigdy nie pozwoliłby sobie na brudny dywan. Nawet podczas kłótni... Tutejsi policjanci może nie dbają o porządek, ale dokładnie rozglądali się w każdym pokoju, więc ślady nie byłyby tylko koło drzwi. Nie myśląc za wiele, szybko wstałam z siedzenia i omijając ślady podbiegłam do poręczy od schodów i zaczęłam wołać komisarza Biebera, który po chwili biegł w moim kierunku.
-Panno Nicole,o co chodzi?!-głośno zapytał, gdy stał już ze mną twarzą w twarz. 
-W sypialni na dywanie są czyjeś ślady...
-Faktycznie, w papierach pisało, że na dywanie przy drzwiach były odciski stóp, stwierdzono, że należą do pana Glickmana.
-Nie. David nie nosi butów na tak szerokim podbiciu. Poza tym strasznie dba o porządek i...śladów nie było przed moim wyjściem. - Bieber myślał nad czymś chwile, po czym odezwał się. 
-Sprawdzę to osobiście, gdy tylko panią odwiozę. Czy wzięła już pani swoje rzeczy?
-...Nie...jeszcze nie.-wróciłam do pokoju i zaczęłam wkładać najpotrzebniejsze przedmioty do torby. W półce z biżuterią znalazłam obrączki i zdjęcia moje i Davida. Odruchowo przedarłam je i wrzuciłam do szuflady. Rozejrzałam się po pokoju. Ze stolika nocnego wzięłam jeszcze tylko okulary, które założyłam i wyszłam z pokoju, zastając Biebera opartego o ściane obok.
-Możemy już jechać.-uśmiechnęłam się nieśmiało,przechodząc koło niego i schodząc po schodach. Gdy wyszliśmy na zewnątrz było już ciemno. Przed domem nie stali już zaciekawieni ludzie. Było też znacznie mniej pracujących policjantów. Z parkingu zniknęły już wozy strażackie i ambulance. Po chwili z domu wyszedł Justin. Polecił coś kilku gliniarzom z którymi się pożegnał i udał się w stronę swojego samochodu.
-Panie Bieber-zawołałam zanim otworzył samochód i skinął głową na znak, abym kontynuowała.
-Wolałabym pojechać moim samochodem, żeby nie przyjeżdżać tu po niego dodatkowo. Myślę,że zatrzymam się u mojej matki na jakiś czas...
Spojrzałam w jego oczy. Mimo ciemności błyszczały tak pięknie...
-Dobrze pojadę z panią,bo i tak chciałbym spisać zeznania od pani matki.
-Ale...jak pan wróci?-zapytałam bardziej ciekawa, niż zmartwiona.
-Marcus-mówiąc to wskazał na tęgiego policjanta-podjedzie moim samochodem pod dom pani matki.-Miałam ogromną ochote zapytać: "Skąd macie adres mojej matki"...ale w końcu to policjanci i na pewno wiedzą o wiele więcej...poza tym to oni są od zadawania pytań...niestety.
-Dobrze...,ale ja prowadzę.-uśmiechnęłam się,co delikatnie odwzajemnił, siadając na siedzeniu obok.
Całą drogę jechaliśmy w milczeniu. Była to przyjemna cisza, choć chwilami denerwująca. Z uwagą patrzyłam na drogę przede mną zastanawiając się czemu David chciał skończyć nasz związek tak nagle...
-Jest pani bardzo silna.-palnął nagle Bieber. Zaśmiałam się bez humoru i spojrzałam na niego.
-A to niby czemu?
-Dobrze sobie pani radzi. Zostawił panią mężczyzna, z którym chciała pani być do końca życia, a teraz nie żyje,ale pani zdaje się być spokojna i opanowana.-powiedział nie odrywając wzroku od drogi, w którą uważnie wpatrywał się cały czas.
-Niech pan mi wierzy tylko "zdaje się"...ale dziękuję.
-Dlaczego w tej sytuacji nie zadzwoniła pani do rodziny?-i pomyśleć,że pan Bieber przez chwilę wydał się człowiekiem,a nie gliną bez uczuć.
-Chciałam zadzwonić do siostry, ale sama nie wiem co bym jej powiedziała.
-Nie ma z nią pani dobrych relacji?
-To moja najlepsza przyjaciółka,jest wspaniałą siostrą...i idealną córką. Zawsze była lepsza ode mnie i matka chciała, żebym była taka sama. Żebym wcześnie, dobrze wyszła za mąż, miała pieniądze i świetną opinie...a ja chciałam czegoś więcej...chciałam się uczyć...
-Matka nie posłała pani do szkoły?
-Jest pan bardzo wścibski-oświadczyłam sucho-chodziłam do prywatnej szkoły, gdzie uczono nas manier i jakiś innych bzdur, a  ja chciałam być pielęgniarką odkąd skończyłam 8 lat, więc uciekłam z domu i...-po co ja mówie to temu człowiekowi? Nigdy, ale to NIGDY nie opowiadałam ludziom o tym co czułam w dzieciństwie...ani Wendy, ani Davidowi ...nikomu.
-...i
-Ja...no...zostałam porwana...co pewnie wie pan z papierów.-powiedziałam kręcąc się za kierownicą.- zapanowała cisza. Nie byłam pewna czy wiedział, czy po prostu nie chciał drążyć tematu. 
Wreszcie zatrzymaliśmy się przed domem mojej matki. Nie czekałam,aż policjant wyjdzie z auta. Weszłam po schodach do ogromnej kamienicy mojej rodzicielki i desperacko zaczęłam walić w drzwi i dzwonić dzwonkiem, obawiając się, że mama już śpi. Nagle drzwi otworzyły się i jak wryta stanęła w nich Victoria- gospodyni mojej matki. Patrzyła się na mnie spod swoich długich rzęs, co jakiś czas zerkając na Justina, jak na apetyczny kąsek. Ubrana była jak zwykle w tą głupią czarną sukienkę z białym fartuszkiem, którą kazał jej nosić mój ojczym.
-Nicole?-wyjąkała po chwili,jakbym była jakimś martwym i zapomnianym dzieckiem. Fakt-nie było mnie tu już jakiś czas, ale chyba moja własna matka będzie o mnie pamiętać...
-Jest mama?
-Oczywiście. Chyba szła już spać. Wejdź kochanie.-powiedziała szerzej otwierając drzwi i niepewnie zerkając na policjanta wchodzącego za mną. Zerknęłam na niego. Miał oszołomiony wyraz twarzy. Rozglądał się w koło jakby znajdował się w pałacu. Jeśli TO robiło na nim wrażenie. To co powiedziałby, gdyby zobaczył trzy razy większy dom mojego ojca.
Po chwili do pokoju weszła ubrana w elegancki, jedwabny szlafrok Isabella-moja mama.
-Nicole. Kochanie. Co się stało? -powiedziała przesłodzonym głosem, również patrząc na Biebera. 
-Mamo...ja...-nic nie mówiąc wstałam ze skórzanej kanapy i rzuciłam się w ramiona matki. Mimo iż nigdy nie utrzymywałam doskonałych relacji z mamą, a już na pewno nie kiedy ożeniła się z Anthonym, właśnie tego potrzebowałam...matczynego uścisku, pocieszenia i zapewnienia, że wszystko będzię dobrze. Chwile stałyśmy tak, po czym odsunęłyśmy się od siebie z kamiennymi twarzami, nie wyrażającymi żadnych emocji.
-David miał wypadek...nie żyje...
-Co? Wypadek?
-...zastrzelono go.
-Więc nie wypadek. Zabójstwo! O Jezu. Kochanie. Przykro mi.-mama uściskała mnie jeszcze raz, delikatnie gładząc moje plecy. Odsunęłam się jednak przypominając sobie o siedzącym na kanapie, zdezorientowanym  Bieberze.
-To jest policjant Justin Bieber...chce się ciebie zapytać o kilka rzeczy.- powiedziałam wskazując na siedzącego za nami gliniarza.
-Dobrze. O ile będę mogła w czymś pomóc...-odpowiedziała z zamyśleniem.
-Mamo...czy będę mogła zatrzymać się u ciebie na kilka dni?
-Oczywiście...może nareszcie polubisz się z Anthonym- (a ona znowu o tym dupku)
-Pójdę się rozpakować do pokoju gościnnego i trochę przespać...jestem strasznie zmęczona.
-Panno Hale-odchodząc usłyszałam zachrypnięty głos pana Justina...
-Tak?-powiedziałam odwracając się w jego kierunku.
-Proszę skontaktować się ze mną jutro, w celu spisania dalszych zeznań.-powiedział podając mi swoją wymiętą wizytówkę z rozmazanym numerem.
-O ile to odczytam,-powiedziałam machając w powietrzu skrawkiem papierka-oczywiście nie zapomnę.
   Nie słyszałam dalszej rozmowy Justina z mamą. Wiedziałam, że będzie ją wypytywać o każdy szczegół tak samo jak mnie, ale nawet mnie to nie interesowało. Weszłam do pokoju gościnnego, dawniej przeznaczonego specjalnie dla mnie. Rozejrzałam się po ścianach. Znów były przemalowane. Tym razem na bardzo ładny liliowy kolor. Zmienione też były zasłony i firanki. Z torby wyjęłam piżamę - krótkie czarne szorty i luźny biały T-shirt . Popatrzyłam jeszcze chwilę na nowy kolor ścian i zastanowiłam się ile nie było mnie tu. Weszłam do łazienki (dom jest tak duży,że prawie każdy pokój posiada swoją łazienkę) i od razu skierowałam się do wanny, wymijając prysznic. Miałam ochotę na długą kąpiel, która pomogłaby mi zapomnieć o całym dzisiejszym dniu. Gdy tylko zatopiłam swoje chłodne ciało, w gorącej, spienionej wodzie, poczułam ulgę. Rozplątałam włosy i pozwoliłam wpaść im do wody. Zmyłam resztki rozmazanego makijażu, który w większości spłynął z moimi łzami i namydliłam całe ciało tropikalnym płynem do kąpieli. Umyłam jeszcze włosy i leżałam w wannie rozkoszując się tą spokojną chwilą, co jakiś czas słysząc głosy dobiegające z dołu. Po skończonej kąpieli, umyłam jeszcze zęby , po czym już ubrana w piżamę rzuciłam się na miękkie łóżko w pokoju i po prostu odpłynęłam...a po mojej głowie krążyły coraz to nowe myśli...

POV Justin:
-Isabella Roston-Hale-Wick? -zapytałem, gdy Nicole zostawiła nas sama. Już kiedy wysiadłem z samochodu, wiedziałem, że kobieta, z którą będę musiał przeprowadzić rozmowę będzie...inna. Typowa bogaczka przesadnie dbająca o swój wygląd. Jej dom na pewno robił wrażenie. Ona sama też była niczego sobie. Starannie umalowana, mimo iż gotowa do snu, elegancko uczesana i ubrana w krótki i obcisły szlafrok, na pewno nie zdawała się być matką przynajmniej dwójki dzieci (wiem już od Nicole , że ma siostre). Zauważyłem jednak pewne podobieństwo. Obydwie miały długie, lekko falowane i na pewno nie farbowane brązowe włosy oraz piękne zielonkawo-szare oczy z gęstymi rzęsami.
-To chyba oczywiste...-odpowiedziała, po chwili milczenia. Niepewnie usiadła na fotelu na przeciwko kanapy, na której wygodnie usiadłem.-...zabójstwo.-wyszeptała z nie dowierzaniem w głosie.
-Czy mogę zadać pani kilka pytań?
-Po to tu pan jest...-stwierdziła
-Proszę mi powiedzieć o związku pani córki z panem Glickmanem.-jego nazwisko wyszło z moich ust jak zakazane słowo. Nigdy nie szanowałem nazbyt kobiet, ale nie rozumiałem jak można doprowadzić tak silną kobietę jaką zdawała się być Nicole, do płaczu. Jak można było zostawić ją tydzień przed zaplanowanym ślubem...to musiało być dla niej straszne, a ten facet musiał być niezłym sukinsynem.
-Wszystko wydawało się iść świetnie. Nicole zamieszkała nawet w domu, który kupił specjalnie dla nich. Oczywiście jak zwykle przekorna Nicole musiała coś zepsuć...
-Zakłada pani, że to z jej winy związek z panem Glickmanem rozpadł się? 
-Ohh panie Bieber nie oszukujmy się moja córka jest okropnie porywcza, czasami nie panuje nad emocjami i nawet za bardzo walczy o swoje...ma to po ojcu...
-Czy...kontaktowała się pani z panem Glickmanem?
-Nie. Nie kontaktowałam się z panem Glickmanem.-udała oburzenie i zabawnie prychnęła
-Kiedy ostatnio widziała się z nim pani?
-Jakiś czas temu...
-Dokładnie.
-Ummm...ja...byłam u niego w gabinecie. To był doskonały doktor. Miał przepisać mi coś na migrenę. 
-I...?
-No i przepisał. To było dokładnie tydzień temu...o 12.20...tak około. -uśmiechnęła się - Miał taką piękną koszulę, z niebieskimi paseczkami. Pół godziny przesiedziałam u niego rozmawiając o niej. -zaśmiała się, a ja popatrzyłem na nią jak na jakąś idiotkę, co chyba zauważyła, bo jej policzki w kilka sekund zrobiły się czerwone.
-Rozumiem. Pani Nicole wspominała coś, o pani partnerze. Może pani podać jego dane osobowe?
-Z ojcem Nicole wzięłam rozwód dwa lata temu. Obecnie jestem z Anthonym Wickiem, zamieszkałym tutaj.
-To jego dom?
-Tak...jest piękny prawda?
Wiedziałem, że nie oczekiwała odpowiedzi, czy potwierdzenia. Ona to wiedziała.
-Jak nazywał się pani poprzedni partner i gdzie obecnie przebywa? 
-Edward Hale. Mieszka na -ulica milionerów...no nieźle.
-Rozumiem. Czy mogę zapytać czym zajmuje się pani obecny mąż?
-Jest prezesem kancelarii prawniczej w Chicago.-To wyjaśnia ogromny dom, gospodynię domową...może jeszcze mają służbę i poddanych. Zabawne, a niektórych nie stać na zapłacenie rachunku za prąd... Każdy kto by zobaczył dom panny Hale, pomyślałby, że jej córka nie mogłaby być tu nieszczęśliwa. A jednak...Nicole była. 
-A więc nie ma go teraz w domu?
-Miał przyjechać za dwa dni...przed ślubem...odpocząć i...
-Rozumiem.-przerwałem, wiedząc, że kobieta znowu zacznie gadać nie na temat.
Zadałem jej jeszcze kilka bezsensownych pytań, wiedząc, że nie wie w tej sprawie nic znaczącego, po czym żegnając się z nią, wyszedłem z domu. Chwile rozglądałem się po podjeździe, zanim dostrzegłem mojego czarnego taurusa z przypatrującym się,  siedzącym w środku Marcusem. W jego oczach było widać fascynacje, spowodowaną tak jak wcześniej u mnie, ogromnym domem znajdującym się przed nim. Nigdy nie byłem w takim miejscu. Oczywiście bywałem w tych bogatych dzielnicach, ale nigdy nie wchodziłem do tych okazałych domów, bo niby jak ja Justin Bieber, syn pospolitego kanadyjskiego policjanta Jeremiego Bibera, miałbym się tam znaleźć? W wieku trzynastu lat przeprowadziłem się z owdowiałą matką do Nowego Jorku. Nic nie przychodziło nam łatwo. Matki nie było całymi dniami w domu, zarabiała na nasze życie. W tym czasie to ja opiekowałem się ośmio letnią Jezzy i małym pięcio letnim Jaxonem. Wiedziałem, że matka zarabia dla nas, ale mimo wszystko nie godziłem się na "opiekunkę", dlatego pierwsze lata spędzone w Nowym Jorku były dla mnie okresem chorego, młodzieńczego buntu. Bójki na boisku szkolnym, papierosy w kiblach, niechciane kontakty, złe oceny...to było moje dzieciństwo. Nie było tam miejsca na ville...
Z zamyśleń wyrwał mnie Marcus, który zapalił silnik auta, dając mi tym znak abym ruszył się i usiadł na miejscu kierowcy.
-Cześć-przywitałem się sucho, gdy byłem już w środku. 
-Hej.
-Postawiliście kogoś? 
-Tak po posesji kręci się dwóch policjantów,  nie jestem pewien, ale chyba Gillis i Smith. 
-Ok.- spojrzałem jeszcze w kierunku domu, w jednym z okien ukazała się smukła postać, rozejrzała się po podwórku, po czym zgasiła światło i zniknęła w głębi. Odetchnąłem ze zmęczeniem i spojrzałem na zegarek, 02:30 , a o śnie nawet nie ma mowy. Dla mnie to dopiero początek śledztwa. Powoli wyjechałem z parkingu i udałem się w stronę domu Marcusa, wiedząc, że będzie chciał, żeby go podwieźć. Jechaliśmy w ciszy, dopiero pod jego domem rzucił coś w stylu "Powodzenia" , na co tylko kliknąłem głową i wyszedł. Stałem chwile pod małym, szkarłatnym domkiem z uwagą przyglądając się Marcusowi, który od razu po wejściu do domu został przywitany przez grupkę ubranych już w piżamy dzieci i uśmiechniętą żonę, przeganiającą pociechy do łóżek. Też bym tak chciał. Być szczęśliwym, mieć dla kogo kochać i żyć. Wiedzieć, że po powrocie do domu ktoś będzie na mnie czekał i powie "Nareszcie kochanie". Z drugiej strony moja praca jest niebezpieczna i gdyby coś mi się stało wyrządził bym dla tej osoby tyle cierpienia, co mój zmarły ojciec. Pamiętam jak mama dowiedziała się o jego śmierci na służbie. Robił dokładnie to co ja...myślał, że jest najlepszy, tak jak ja i nigdy nie dopuszczał do siebie myśli, że może mu się nie udać. Jazzy z trudem zrozumiała całe to zdarzenie, a Jaxonowi matka z ciotką wmówiły, że ojciec jest w "lepszym miejscu". Patrzeć na łzy twojej rodzicielki. To było trudne. Naprawdę trudne...
Zamknąłem na chwile oczy rozluźniając się i nie wiem czemu w mojej głowie pojawił się obraz zapłakanej Nicole...nawet tak wyglądała pięknie. Jej duże ponętne usta i te cudowne zielonkawo-szare oczy, za nic nie chciały opuścić moich myśli. W dodatku duże wrażenie robiła na mnie duma oraz siła tej kobiety i to, że była niezależna mimo, jak przypuszczam ogromnego majątku, jednak spokoju nie dawały mi wyjąkane przez nią podczas drogi słowa, o tym, że została porwana. Nic o tym nie wiedziałem, ale coś mi mówiło, że moja ciekawość długo nie wytrzyma i jeśli będzie to konieczne zerknę do karty policyjnej tej dziewczyny. Przeczesałem ręką włosy i powoli wykręcając, ruszyłem w stronę domu. Nagle poczułem w kieszeni wibracje i po chwili w samochodzie rozbrzmiał dzwonek telefonu. Sprawnie przytrzymując jedną ręką kierownice, drugą wyciągnąłem i-phona, a widząc numer Johna z goryczą przysunąłem telefon do ucha i z wyrzutem krzyknąłem:
-Czego?!
-Bieber gdzie jesteś?!
-Kurwa, jak to gdzie. Mam około dwie godziny na 'wyspanie' się przed nową dawką zabójstw, gwałtów i innych cholerstw!
-To zbieraj dupe i przyjeżdżaj na komisariat!
-Stary nie spałem nawet godziny, padam z nóg! 
-Jak dla mnie może być, jedź do domu, ale jutro nie masz po co wracać, bo w biurze jest Ransom...
-Co kurwa?!-przerwałem mu- Ransom?! A ten dupek po co tu?!
-Chce się zapoznać ze sprawą, wiesz, że z szefem się nie zadziera...więc proponuje, żebyś się pospieszył i tak cię wybroniłem mówiąc, że pojechałeś do tej laski.
-Dobra, dzięki stary. Już jade.
-A i jeszcze Bieber. Myślę, że mamy jeden ważny trop w tej sprawie.

                                                                                          ~*~

Hejka. Na wstępie chciałabym wam podziękować za ponad 1000 wyświetleń mojego bloga i te miłe komentarze pod poprzednim postem. To dla mnie bardzo ważne więc jeśli możesz skomentuj również drugi rozdział Lottery.
Kilka osób pytało się, co ile będę dodawać rozdziały. No więc póki co myślę, że co tydzień. Ale jak widzicie moje rozdziały są długie, więc przewiduje drobne spóźnienia.
Jeżeli macie do mnie jakieś pytania, możecie zadać je na moim asku: http://ask.fm/SweetDreamsAnita :)
Jeszcze raz dziękuję wszystkim czytelnikom "Lottery" ♥