środa, 30 kwietnia 2014

Ten.

"Dobrze wiem, że czasem bardzo trudno mnie kochać
Ale chyba łatwo zobaczyć miłość w moich oczach
Mam ją tylko dla ciebie, całe serce dla ciebie mam
Wszystko dla ciebie, jak wiele, może nawet nie wiesz
Bo jestem typem raczej zamkniętym w sobie
Więc skoro narzekasz na to, bo cię niepokoję
Nic nie mówię, z boku stoję, myślę o czymś
Szczerze, że masz piękny uśmiech i piękne oczy"


POV Nicole
Powoli przetarłam zaspane oczy. Blask słońca przedzierał się pomiędzy zasłonami. W pokoju panowała cisza i spokój. Nie było tu Justina. Tylko ja. Ja i moje myśli.
Usiadłam na łóżku i uśmiechnęłam się na myśl o wczorajszym pocałunku. Jego miękkie i ciepłe usta lekko muskające moje trzęsące się i zimne wargi. To było...coś innego niż te wszystkie pocałunki, choć nie było czuć tej słynnej książkowej "magii".
"Pewnie dlatego, że dla niego to nic nie znaczyło. To był pocałunek pocieszenia, a ty jesteś tak samo naiwna jak te wszystkie dziewczyny." - odezwał się mój niespokojny umysł, jednak jego przemyślenia przerwał odgłos burczącego brzucha. Zerwałam się na równe nogi i z nieopisaną energią wybiegłam z pokoju. Rozejrzałam się po pustym korytarzu i zeszłam po schodach. Na kanapie zostałam zgiętego w pół Justina. Na chwilę przystanęłam i z uwagą zaczęłam przypatrywać się jego idealnej twarzy. Kilka pieprzyków, mocno zarysowana szczęka, długie rzęsy, grube brwi i piękne czerwone usta. Po prostu idealny...
Z moich ust uszedł dziwny pisk zachwytu, po czym odwróciłam się na pięcie i zrobiłam kilka kroków w stronę kuchni. Więc, do roboty!

POV Justin
Zapach jedzenia obudził mnie ze spokojnego snu. Moje oczy potrzebowały kilku chwil, aby przyzwyczaić się do światła padającego z dużego okna naprzeciw. Podparłem się na łokciach, a mój wzrok od razu podążył w stronę kuchni. Na stole stało idealnie przygotowane śniadanie. Gorąca kawa w dwóch wysokich kubkach, stos naleśników, pachnący bekon i inne pyszności. To wszystko stało TU, u mnie w domu! Uszczypnąłem się lekko i rozejrzałem dookoła dokładnie analizując, czy przypadkiem nie śnię. Nie zrozumcie mnie źle, ale dla samotnego faceta, który od wyprowadzki od matki jada szybkie śniadania w barach...to było coś.

Jeszcze większe zdziwienie ogarnęło mnie kiedy gdzieś na górze usłyszałem szmer...odkurzacza. Od razu popędziłem na górę i dopiero będąc na schodach zorientowałem się jak głupi byłem. Zrobiła to! Nie wierzyłem w to, a jednak! Panie i panowie Nicole Margaret Hale właśnie posprzątała mój dom! Z ogromnym uśmiechem wróciłem na schody i wbiegłem na górę, gdzie smukła postać siłowała się z czerwonym urządzeniem.
-O hej. - powiedziała skrępowana. - Nie chciałam cię obudzić. C-coś n-nie tak? - wybełkotała patrząc na moją uśmiechniętą twarz.
Za pewne wyglądałem jak pięcioletnie dziecko, które dostaje upragnionego lizaka...
-Czy ty posprzątałaś mi dom? - zapytałem z niedowierzaniem.
-Tak...Czy...to źle?
-Miałem ci pomóc.
-Spałeś, a ja nie miałam co robić... - zaśmiałem się przyjaźnie i pomogłem jej schować odkurzacz do schowka.
-Dziękuję. I dziękuję też za śniadanie.
-No właśnie! Śniadanie, którego nie zjadłeś!
Zaśmialiśmy się i wspólnie zeszliśmy na dół. Chwilę później siedzieliśmy przy błyszczącym stole, przykrytym białym, wypranym obrusem. "Musiałem spać dość długo, skoro zdążyła zrobić to wszystko." - pomyślałem.
-Nie wiedziałam co lubisz jeść, ale chyba każdy lubi jeść naleśniki.
Zaśmiałem się serdecznie.
-Jest wspaniale! - Bo było. Tak wiele myśli krążących po mojej głowie, w tym momencie zatrzymały się tylko na jednej. "Życie z taką kobietą musi być jak w raju!" Jednak chwilę potem, wypowiedziała słowa, które na stałe odebrały mi nadzieję, że zostanie tu. Ze mną.
-Udało mi się wynająć mieszkanie. Nie duże. Jeden pokój, kuchnia i łazienka, ale to zawsze coś. Własny zakątek, w którym mogłabym się podziać.
-Ohhh...
-Tak. Chciałabym, żebyś pomógł mi przenieść kilka mebli z mieszkania Davida...i mojego. - powiedziała zabawnie marszcząc nos. Nie chciałem wypuszczać tej dziewczyny z moich czterech ścian. Chciałem, żeby została.
-Czy to bezpieczne?
-Przenoszenie mebli? - zapytała z uśmiechem.
-N-nie...mieszkanie. Przecież pamiętasz tego SMS'a...i...ja muszę rozejrzeć się po okolicy.
-Daj spokój Justin! Nie mogę być dla ciebie wiecznym problemem. - posłała mi uśmiech i zebrała brudne naczynia kierując się do zlewu.
Gdyby wiedziała jak wielkim ułatwieniem była. Nadzieją i pragnieniem...jednak nie dowie się o tym. Nigdy. Ze smutkiem odszedłem od stołu i usiadłem na kanapie.
-Nic mi nie będzie. - wzdrygnąłem się słysząc głos dziewczyny oddalony o zaledwie kilka centymetrów.
-Chciałbym w to wierzyć.
-Więc uwierz.

W pokoju zapadła nieznośna cisza. Spojrzałem na siedzącą obok dziewczynę i poczułem potrzebę rozmowy. Rozmowy z nią. -Kiedy byłem mały mama zawsze mówiła: "Uwierz w siebie. Uwierz w swoje marzenia i nigdy się nie poddawaj. Nigdy nie mów nigdy." Wiesz co... - zerknąłem na Nicole - uwierzyłem i to nic nie dało.
-Wiara to pojęcie względne. Można wierzyć w co się chcę. Dla jednych to odczucia, dla innych herezje...Widocznie nie pomogłeś swojej wierze.
-Czekaj, co masz na myśli?
-Ty tylko marzyłeś i wierzyłeś, a twoim zadaniem było wstać i spełniać swoje marzenia i rozwijać samego siebie... - przerwała na chwilę i popatrzyła w inną stronę - Ale ty przecież spełniłeś swoje marzenia?
-Nie do końca.
-Nie chciałeś być policjantem?
-Zawsze chciałem być hokeistą. Kiedyś myślałem też żeby zostać piosenkarzem, ale teraz już chyba każdy zaczyna sprawdzać się w tym zawodzie. - posłałem jej uśmiech, który odwzajemniła.
-Więc...czemu jesteś policjantem? - dodała po chwili.
-Mój ojciec robił dokładnie to co ja, wiesz? Zawsze myślał, że jest najlepszy i nie dopuszczał do siebie myśli, że coś może pójść nie tak. Ale poszło... Zginął na jednej z akcji. Patrzenie na ten ból w oczach matki i przerażenie na twarzach rodzeństwa...to było trudne.
Popatrzyła na mnie. Jej oczy zaiskrzyły. Zrozumiała. Uśmiechnąłem się na myśl jak wiele wiem już o tej dziewczynie...
-Więc mścisz się? Na kim?
-Na ludziach bez serca. Ojciec był świetnym policjantem. Przed śmiercią oddał jeszcze jeden doskonały strzał...zabił tego człowieka. Ale kiedy dorosłem coś mówiło mi, że muszę dokończyć to co zaczął. Muszę odnaleźć tych ludzi i zemścić się. Mój ojciec nie był w końcu jedyny...
Pokiwała głową i otworzyła usta z zamiarem powiedzenia czegoś jeszcze. Rozmowę przerwał głośno dzwoniący telefon. Podrapałem się po karku i cicho przepraszając wyszedłem z pokoju.
-John. - stwierdziłem przykładając słuchawkę do ucha.
-Siema stary. Co tam?
-Dzwonisz na pogaduchy? - zaśmiał się głośno
-Będziesz miał kontakt z panną Nicole?
-Ehhh sądzę, że tak. - odpowiedziałem spoglądając w stronę dziewczyny krzątającej się po pokoju.
-Bieber?
-No co?
-O co chodzi?!
-O nic dlaczego ma o coś chodzić. - odpowiedziałem kierując się do wyjścia i powoli wychodząc na powietrze.
-Gdzie jest Hale?
-Uważałem, że jest zagrożona. Musiałem działać.
-GDZIE ONA JEST?!
-U mnie w domu, ok? - powiedziałem tak cicho jak się dało i usiadłem na schodach.
-Justin...jest coś między wami? - powiedział wyraźnie rozbawiony.
-Zachowujesz się jak jakaś świetna przyjaciółeczka.
-Robiliście to? Justin robiliście to? - pisnął do słuchawki i zaczął się histerycznie śmiać.
-Nie bądź zelotą* - westchnął głęboko i zaśmiał się jeszcze raz.
-Ransom cię zabije.
-Nie dowie się. Dziewczyna jeszcze dziś wyjeżdża.
-Ok. To teraz nowinki. - powiedział zabawnie udając głos kobiety. - Wendy Hale odezwała się. Nic jej nie jest. Miała problem z telefonem.
-Wierzysz w to?
-Ma żelazne alibi, a nie wydaję mi się, żeby miała w planach zabójstwo siostry.
-Nigdy nie wiadomo.
-I jeszcze. Ellen Fontaine, kojarzysz?
-Stara przyjaciółka Nicole.
-Tak.
-Co z nią?
-Zaginęła.
-Cholera. Człowieku! Wysłałem was żebyście ją pilnowali i co?!
-Justin. Spokojnie. Znajdziemy ją.
-Ale kurwa pewnie już nie żywą! - wrzasnąłem ze złością i potarłem skronie. -Dzwoń jak będziesz coś wiedział.
Powoli wróciłem do domu, gdzie Nicole właśnie zakładała buty.
-Dokąd idziesz?
-Dokąd idziemy. - poprawiła mnie posyłając mi zabójczo piękny uśmiech i chwytając torbę.
-Więc gdzie idziemy?
-Przenieść moje meble! Już zapomniałeś? - powiedziała rozbawiona ciągnąc mnie za ramie. Jak mogłem w tym momencie popsuć jej humor? Jak mogłem powiedzieć o zaginięciu Ellen Fontaine...

*

W pokoju rozbrzmiał głośny śmiech dziewczyny. Najpiękniejsza muzyka dla uszu.
Z radia wypłynęły kolejne dźwięki piosenki, a ona znów zaczęła skakać jak szalona. Na chwilę zatrzymałem się i stawiając kolejną szafkę obserwowałem ją z uwagą. Czysta perfekcja. Jej włosy były poczochrane jak u małej dziewczynki, w oczach widoczne były małe iskierki, szczupła sylwetka poruszała się chaotycznie, a jej wysoki głos roznosił się po całym pokoju.
-Justin teraz refren! Zaśpiewasz ze mną? - krzyknęła podbiegając do mnie i kręcąc się w koło
-J-ja nie umiem śpiewać. - odpowiedziałem unikając jej wzroku.
-Daj spokój ja też nie umiem. - zaczęła się śmiać co odwzajemniłem i razem z nią zacząłem śpiewać tekst dobrze znanej piosenki.

**It's a quarter after one, I'm all alone and 
I need you now
Said I wouldn't call but I lost all control and
I need you now
And I don't know how I can do without
I just need you now


Piosenka ucichła, a dziewczyna nie przestając się uśmiechać zdumiona odwróciła się i popatrzyła na mnie.
-Mówiłeś, że nie umiesz śpiewać.
-Bo nie umiem. Ale pamiętaj, że rozważałem zawód piosenkarza. - zaśmialiśmy się i wróciliśmy do układania przedmiotów.
-Na prawdę masz świetny głos. - powiedziała nie przyjmując odmowy i wychodząc do kuchni.
Mieszkanie, które wynajmowała było na prawdę nie duże. Nie wszystkie meble mieściły się w nim, a Nicole była najbardziej zrozpaczona kiedy okazało się, że jej dużej, białej szafy nie da się wnieść przez wąskie drzwi. Ściany pomalowane były na jasne kolory. Mieszkanie składało się tylko z dużego salonu, który był również nową sypialnią dziewczyny. Na prawdę stało się dla mnie nie zrozumiałe czemu postanowiła wynająć właśnie ten lokal. Chciała być bezpieczna, ale czy właśnie tu była?
-Kiedy sprzedajesz dom? - zapytałem wchodząc za nią do kuchni.
-Podobno już się ktoś zgłosił. Mam tylko opróżnić szafy i koniec.
-Sprzedajesz go z meblami?
-Większość była kupiona za pieniądze Davida. Nie potrzebuję ich.
Spojrzała się na mnie otwierając lodówkę.
-Pominęłam jeden szczegół. Nie mam nic do jedzenia.
-Więc? Zakupy?
-A mógłbyś?
-Prywatny ochroniarz do usług. - powiedziałem zabawnie kłaniając się i wyciągając do niej dłoń.
-Nie pajacuj! To poważna sprawa. - pisnęła, po chwili wybuchając śmiechem i szybko przechodząc przede mną. Zarzuciła na ramiona kremowy płaszczyk i założyła pasujące kolorem szpilki. - Idziemy? - zapytała otwierając drzwi.
Kiwnąłem głową i przechodząc przed dziewczyną wyszedłem z mieszkania, które po chwili zamknęła.
Blok w którym znajdował się nowy 'apartament' Nicole znajdował się na obrzeżach dzielnicy Manhattanu. Spokój i cisza nie były obecne nawet w tej części Nowego Jorku i zacząłem już tracić nadzieję, że gdzieś jeszcze w tym mieście jest miejsce takie jak mój dom.

Droga do najbliższego supermarketu zajęła nam zaledwie pięć minut. W środku panował zamęt. Setki ludzi przedzierało się między sobą, biegło do kasy i rozmawiało głośno, przekrzykując muzykę. Nicole szybko wymieniła kilka produktów, które miałem kupić, a sama poszła do kolejnej alejki pchając duży wózek.


POV Nicole
Uwielbiałam zakupy. To jedna z moich fobii. Byłam zakupoholiczką. Większość kobiet uwielbia robić zakupy. Zaglądanie na półki, przymierzanie sukienek, butów, płaszczy, kurtek, czy nawet proste zakupy spożywcze dają nam po prostu satysfakcję, a w dodatku za każdym razem dają nową okazję do zmiany albo poprawy własnego wizerunku.
Mimo wszystko preferowałam spokojne zakupy, bez setki ludzi popychających się i na około wjeżdżających sobie na nogi wózkami. Szybko mijałam kolejne rzędy półek i brałam tylko potrzebne rzeczy.

Mijając alejkę z nabiałem moją uwagę przyciągnęła czarna postać bez wózka stojąca w rogu marketu. Jej oczy utkwione były we mnie, jednak kiedy zauważyła, że przyglądam się jej skryła się za sklepowymi półkami.

Westchnęłam i nerwowo przygryzłam wargę. Starałam się zapomnieć o nieznajomym, jednak mój strach z każdą chwilą zwyciężał i modliłam się w duchu, żeby zza rogu wyszedł Justin. Jak na złość nigdzie nie było chłopaka i zdenerwowana zdecydowałam się iść do kasy. Kiedy tylko skręciłam w jej stronę usłyszałam stuknięcie i przerażona odwróciłam się natychmiast do tyłu. Westchnęłam z ogromną ulgą kiedy okazało się, że to tylko starsza pani, która zawadziła o półkę i przewróciła kilka butelek. Uprzejmie zwróciłam się do niej i podałam jej leżące na ziemi napoje, po czym popchnęłam swój wózek i dalej udałam się do kasy. Minęłam już środek sklepu, kiedy znów usłyszałam stuknięcie, które zignorowałam. Na moje nieszczęście nie była to starsza pani. Nieznajoma osoba pchnęła mnie na półkę przed nami i para znajomych oczu pojawiła się naprzeciw mnie.

Zaczęłam krzyczeć i wyrywać się. Parę razy uderzyłam oprawcę kolanem i szybko pchając wózek zaczęłam uciekać. Jeśli w tym momencie zastanawiasz się czemu uciekam z wózkiem w obliczu zagrożenia, bez problemu udzielę ci odpowiedzi. Jedzenie to druga, zaraz po zakupach najważniejsza rzecz w życiu kobiety i nie miałam zamiaru porzucić ulubionych przysmaków tylko dlatego, że gonił mnie psychopata. Minęłam ostatni rząd półek i zdyszana wybiegłam na główną alejkę. Dobrze słyszałam, że nieznajomy się zbliża więc nie wiele myśląc wysunęłam jedną z puszek ustawionych na siebie i odbiegłam w bok. Huk rozniósł się po całym sklepie a nieznajomy upadł tak że jego kaptur prawie odkrył jego twarz. Z ulgą stanęłam przy pustej kasie i zapłaciłam za zakupy. Kiedy wyszłam ze sklepu zauważyłam Justina do którego od razu podbiegłam. Czarnej postaci nie było już w sklepie, ale wiedziałam, że gorzko pożałuję tego co zrobiłam, nieznajomy zemści się, a nasza gra nabiera w tym momencie przerażającego tempa. Loteria już nie jest zabawą.

W drodze powrotnej opowiedziałam wszystko Justinowi i chwilę kłóciłam się z nim, bo nie chciał abym zwracała mu pieniądze za drugą połowę zakupów, którą dla mnie wykonał, ale cóż. Czy wspomniałam już, że zawsze wszystko musi być po mojej myśli?

Po wejściu do mieszkania zapragnęłam wziąć prysznic, obejrzeć jakiś film i przede wszystkim pobyć sama, jednak policjant uparcie wszedł ze mną do domu i nie spuszczając ze mnie wzroku śledził każdy mój ruch. Martwił się? Przecież to była jego praca...choć to jak zachowywaliśmy się powoli wyszło poza jego pracę.
-Justin...Czy mogłabym...no wiesz...?
-Aaa ok nie przeszkadzaj sobie. - chłopak usiadł na kanapie i włączył telewizor.
-Nie chodziło mi...czy mogłabym pobyć sama? - powiedziałam stając naprzeciw niego. - Chciałabym żyć mimo wszystko normalnie, a nie z policjantem pod jednym dachem.
To go zabolało. W oczach błysnęły iskierki, przez co jego oczy wydały się ciemniejsze. Zacisnął szczękę, a jego mięśnie napięły się. Jednak mimo tego obcy człowiek wyczytałby z tej twarzy tak mało...
-Po tym zdarzeniu uważasz, że to bezpieczne?
-Nie wiem już co jest bezpieczne, ale nie mam zamiaru zostać do końca życia zamknięta w klatce.
-Nikt nie karze ci być tu do końca życia.
-Justin.
-Zachowujesz się tak jakbyśmy byli przyjaciółmi! Przestań do cholery!
-A nie jesteśmy?
-Podobno jestem tylko zwykłym policjantem. - zrobił naburmuszoną minę, jednak nie żartował. Był na prawdę wkurzony. A ja nie wiedziałam...nie wiedziałam co mam powiedzieć. "Nie Justin. Dla mnie jesteś kimś więcej. Już nawet nie wiem czy przyjacielem..."? To miałam mu powiedzieć. Z rąk doktora przejść w ręce gliny? Nie, to chyba nie za dobry pomysł.
-Po prostu poprosiłam o parę godzin wolności. - zaśmiałam się naiwnie licząc, że odwzajemni mój uśmiech.
-Pewnie. Ile tylko zechcesz.
Odwrócił się na pięcie i wyszedł...wyszedł pozostawiając mnie w osłupieniu, przestraszoną i znów samotną, ale tego chciałam, prawda? Chociaż na kilka godzin.

*

Jednak minęły trzy dni. Trzy dni nie odbierał, nie oddzwaniał, nie przychodził...a ja? Ja nie martwiłam się o siebie. Nie bałam się, że w nocy napadnie mnie mój zabójca...bałam się o niego. Wysyłał tylko patrole, które rano i wieczorem sprawdzały tylko czy wszystko w porządku i jak przypuszczam całe dnie stały pod moim blokiem. Lecz nie czułam się bezpiecznie. Kiedy nie było go obok czułam się jakbym była w zagrożeniu, a w dodatku jakby mi czegoś brakowało...jakiejś części siebie.

Czwartego dnia postanowiłam, że nie mogę tak żyć. Nie mogę wciąż siedzieć w domu, zamartwiać się i myśleć o nim.

Z samego rana wstałam z nową energią, pobiegłam do łazienki i szybko wyszykowałam się do wyjścia. Tego dnia przywitało mnie słońce z całych sił przedzierające się przez kremowe rolety i przyjemnie ogrzewające pomieszczenie. Założyłam więc spodnie nad kostkę i luźną szarą tunikę. Włosy spięłam w wysokiego kucyka i tradycyjnie założyłam ulubione kremowe szpilki. Wychodząc chwyciłam jeszcze torbę i oto ja! Nicole Hale gotowa do wyjścia. Gotowa do normalnego życia. Bez wspomnień, bez mężczyzn. Żyjąca swoją pracą i zakupami. Westchnęłam głęboko i zamknęłam mieszkanie. Nareszcie opuściłam swoją klatkę.

Szybko pobiegłam na schody, na których z daleka zauważyłam policjanta siedzącego na jednym z niższych stopni. "Nie pozwolą mi wyjść".
Pomysł który wpadł do mojej głowy był głupi, spontaniczny, ale przede wszystkim skuteczny. Zeszłam schodami pożarowymi.
Będąc na dole rozejrzałam się jeszcze w koło czy nie zostałam zauważona i szybko pobiegłam na przystanek. Wsiadłam do nadjeżdżającego autobusu i kolejny raz westchnęłam. Udało się.

Pół godziny później autobus zatrzymał się na przystanku pod miejskim szpitalem Lenox Hill Hospital. Zadowolona z siebie weszłam do budynku, jednak od razu przy wejściu czekała na mnie nie miła niespodzianka...
-Dzień dobry panno Nicole. - powiedział z uśmiechem wymalowanym na twarzy, a ja spojrzałam na niego wzrokiem pełnym nienawiści.
-Dzień dobry panie Styles. - odpowiedziałam próbując minąć mężczyznę, jednak uniemożliwił mi to zasłaniając swoim ciałem wejście.
-Gdzie pańska obstawa?
-Słucham?
-Gdzie pan Bieber?
-Myślę, że pan lepiej wie. W końcu to pan z nim pracuje. - zaśmiał się gorzko i wsadził ręce do kieszeń.
-Skąd pan wiedział, że tu będę?
-Nie tylko Bieber ma swoich ludzi.
-Obserwujecie mnie?
-Dla pani dobra.
-Póki co wszystko co robicie jest dla 'mojego dobra' a nie przynosi korzyści.
-Powinna pani posłuchać Biebera i zostać w domu.
-I co teraz weźmie mnie pan do domu? Nie mogę nawet iść do własnej pracy?
Pokręcił przecząco głową i uniósł brwi.
-Ja nie jestem pani niańką. - odpowiedział poprawiając kurtkę i mijąc mnie. - Zostawię to zadanie Bieberowi. - krzyknął wsiadając do samochodu zaparkowanego przy samym wejściu.



*gorliwy, fanatyczny entuzjasta, wyznawca jakiejś idei lub religii. 
  tu - dążenie Johna do tego, aby Justin był w związku z Nicole i ciągłe myśli o seksie.

**fragment piosenki  Lady Antebellum - Need You Now
   tłumacz.
 Jest kwadrans po pierwszej, jestem zupełnie sama i potrzebuję Cię teraz
 Powiedziałam że nie zadzwonię, ale zupełnie straciłam kontrolę i potrzebuję Cię teraz
I nie wiem, jak mogłabym obejść się bez tego
Ja po prostu potrzebuję Cię teraz



Witam Was z nowym rozdziałem Lottery. Specjalnie dla Was jest to coś dłuższego i trochę innego niż zwykle. Jestem zadowolona z czasu w jakim rozdział zostaje dodany, tym bardziej, że mieliśmy próbne sprawdziany co było dla mnie dość ważne, bo mają być oceniane...:/

+ Wiem, że chcecie więcej romansów i scen Justin/Nicole. Jednak zrozumcie. Pisanie jest moją pasją i nie chcę przesłodzić scen w rozdziałach. Już i tak wydaje mi się, że ten cały pocałunek w poprzednim był...nie na miejscu....haha

Jak myślicie gdzie podział się Justin?
Co dalej będzie z Harrym?
I jak zachowa się Nicole?

Zachęcam was serdecznie do dołączenia do grupy obserwatorów bloga oraz do obejrzenia zwiastunu https://www.youtube.com/watch?v=gZSWteSCpuw
Kocham Was i dziękuję! :***


14 komentarzy:

  1. Pierwsza!
    przede wszystkim gratuluję weny!
    rozdział świetny
    oraz:
    -cudowny nowy wygląd rozdziałów. :3
    -świetna nowość z cytatem na górze możesz jeszcze pisać z jakiej to książki czy piosenki...a może filmu ;)
    -pisz jak zechcesz! ludzie czekają na romanse a ty trzymasz w napięciu
    A teraz pytania Justin to na pewno pod jej domem siedzi!
    Harry...hmmm może on tez "polubi" Nicole?
    Ajajaj Nicole wszystko spieprzyła. Kto by chciał pobyć sam jak w twoim domu jest JUSTIN BIEBER haha szkoda ze ona nie wie ze gdyby wybrał zawód piosenkarza miałby 40 mln fanek na świecie haha przepraszam za długość komentarza nikomu sie nie bd chciało czytać xD

    OdpowiedzUsuń
  2. To jest fantastyczne, napisane ogólnie gramatycznie rewelacyjnie :)
    Dlaczeg ona kazała mu wyjśc, musiało mu byc smutno :C
    Normalnie bardziej lubię Harrego, ale w tym opowiadaniu to debil xd
    niech naszej małej Nicole pilnuje, bo coś sobie jeszcze zrobi :)
    a własnie, jak będziesz dodawała jakiś cytat, to tak jak inne na dole mogłabyś dodawać z jakiej piosenki, albo czegokolwiek jest ? :)
    byłabym wdzięczna i koleżanka z komentarza wyżej też, haha :D
    gorąco pozdrawiam @RembiszRembisz :*

    OdpowiedzUsuń
  3. No po prostu cudowny ten rozdzial ;) oby tak dalej ;)
    zycze weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny! Dodawaj szybko!

    OdpowiedzUsuń
  5. Super nie mogę doczekać się nn :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Lekki, przyjemny no i oczywiście cudowny!
    Rozumiem, że nie chcesz przesładzać, to nawet lepiej, nie potoczy się tak szybko.
    Naprawdę nie mogę doczekać sie ich kolejnego pocałunku <3

    OdpowiedzUsuń
  7. wspaniały! Czytam! :3
    kiedy bd nowy? ^^

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny *.*

    OdpowiedzUsuń
  9. Jesteś przecudownie uzdolniona! Uwielbiam to jak piszesz, jak prawdzia pisarka :D jeśli wydasz kiedykolwiek jakąś książkę, będę pierwszą osobą, która ją kupii przeczyta, a potem będę polecać innym :) Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha bardzo dziękuję :* mam nadzieję, że moje marzenie kiedyś się spełni <3

      Usuń
  10. Zaczęłam Twoje opowiadanie czytać już jakiś czas temu. Muszę przyznać, że masz dziewczyno talent. Podoba mi się sposób w jaki opisujesz sytuacje i wgl. Przyjemnie się czyta, więc zdecydowanie czekam na więcej. :)

    LadyLorence
    www.tlumaczenie-bound.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O jejuuuu kocham bound <3 Strasznie się cieszę, że się podoba i dziękuję za miłe słowa :*

      Usuń